Tomasz Nałęcz wyjaśniał w radiowej Jedynce, że zaproszenie nie zostało zlekceważone, gdyż Polska nie kwestionuje historii. Kłopot jest jednak ze współczesną armią rosyjską - powiedział prezydencki doradca. Zwrócił uwagę, że na Placu Czerwonym będą defilowały oddziały i uzbrojenie, które widzimy codziennie na ekranach telewizorów. Dzięki temu sprzętowi dokonuje się agresja na Ukrainę.Tomasz Nałęcz dodał, że trudno wyobrazić sobie, by w takiej sytuacji na moskiewskich obchodach pojawił się europejski przywódca. Jak mówił w piątek ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew, latem zeszłego roku prezydent Władimir Putin zaprosił na uroczystości 70. rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej przywódców przeszło 60 państw. Zaproszenie wystosowano też do prezydenta Bronisława Komorowskiego. Władze w Moskwie planują na 9 maja wielkie uroczystości rocznicy zakończenia wojny. W Polsce i krajach zachodnich przyjęto, że druga wojna światowa skończyła się 8 maja 1945 roku.