strajkowało tylko 23,17 proc. placówek. Najwięcej placówek strajkowało w województwach świętokrzyskim i lubuskim, najmniej na Podkarpaciu i Podlasiu. Protest - jak twierdzi ZNP, największy od 10 lat strajk pracowników oświaty - w całym kraju przebiegał spokojnie. Zarówno ZNP, jak i kuratoria poinformowały, że wszystkim uczniom, którzy przebywali w szkole w czasie protestu zapewniono opiekę. Do wielu szkół na pierwsze dwie godziny uczniowie po prostu nie przyszli. Tym zaś, którzy się zjawili zapewniano opiekę w świetlicy lub zajęcia zastępcze. W niektórych szkołach zorganizowano strajk bierny, na znak solidarności z protestującymi szkoły zostały oflagowane. Nauczyciele zaś przypięli do ubrań wstążki lub założyli oznakowane koszulki, ale prowadzili normalne lekcje. Wicepremier, minister edukacji Roman Giertych podziękował podczas konferencji prasowej tym nauczycielom, którzy nie wzięli udział w strajku, gdyż - jak zauważył - to oni działali na korzyść podniesienia w przyszłym roku płac nauczycielskich. Zdaniem Giertycha, strajk utrudni "polityczną debatę" i uzyskanie podwyżek dla nauczycieli. Wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Edukacji i Nauki, Zbigniew Girzyński (PiS) ocenił, że wtorkowy strajk ostrzegawczy nauczycieli był niepotrzebny, bo rząd poważnie traktuje rozmowy z nauczycielami i chce poprawy sytuacji w oświacie. - Rozmów w tej sprawie podjął się sam pan premier, one są zapowiedziane na najbliższe dni. Dyskusja ze środowiskami oświatowymi jest prowadzona na bieżąco - powiedział Girzyński. Według wiceprzewodniczącej sejmowej Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży, byłej minister edukacji narodowej i sportu, Krystyny Łybackiej (SLD) rząd nie zajmuje się wystarczająco problemami oświaty. Jej zdaniem właśnie to, a nie żądania płacowe, jest najważniejszym powodem wtorkowego strajku nauczycieli. - Pan minister Giertych tak naprawdę pracuje głównie na konferencjach prasowych. Natomiast zasadnicze problemy polskiej edukacji, takie jak np. edukacja przedszkolna czy szkoły zawodowe, leżą odłogiem - argumentowała.