Najpierw dowody, potem dźwigi
Ciężki sprzęt nie wjedzie na razie na miejsce katastrofy budowlanej w Katowicach. Najpierw muszą skończyć pracę zespoły ekspertów szukających na zgliszczach przyczyn tragedii.
Dźwigi i spychacze nie pojawią się jeszcze na terenie Międzynarodowych Targów w Katowicach z kilku powodów; ten najważniejszy to zbieranie dowodów. Prokuratorzy, biegli i członkowie specjalnej komisji muszą zabezpieczyć wszystko, co może przydać się w śledztwie - począwszy od analizy zwałów śniegu po oględziny drzwi.
Wczoraj - jak mówi reporter RMF Marcin Buczek - sam widział, że drzwi ewakuacyjne były zamknięte, a szyby w oknach obok wybite. A to może wskazywać, że ludzie mieli problem z wydostaniem się z budynku.
Konieczne jest także opracowanie specjalnego projektu, według którego miejsce tragedii będzie porządkowane - ciągle jest tam zbyt niebezpiecznie i dlatego prace muszą odbywać się etapami. Właściciele hali muszą także znaleźć odpowiednią firmę, która takie prace będzie w stanie wykonać.
INTERIA.PL/RMF/PAP