Instytut im. prof. Sehna w Krakowie bada dowód, który może podważyć wszystkie dotychczasowe ustalenia dotyczące przyczyn katastrofy smoleńskiej. To zapis z magnetofonu samolotu Jak-40, którym do Smoleńska dotarli polscy dziennikarze i jedyne nagrania, jakie polska prokuratura uzyskała bez pośrednictwa Rosjan Nagrania z kokpitu Jaka-40 są dostępne od dwóch lat. Obecnie badają je eksperci z Instytutu im. prof. Sehna w Krakowie. Jednak jak usłyszał w prokuraturze nasz dziennikarz, śledczy nie mają w zwyczaju pośpieszać biegłych. Są to z resztą ci sami biegli, którzy przez wiele miesięcy opracowywali stenogramy z kokpitu prezydenckiego tupolewa. Rzecznik prokuratury Zbigniew Rzepa powiedział nam, że decyzji o tym, czy te zapisy rozmów zostaną opublikowane, jeszcze nie ma. Najpierw oczywiście ze wszystkim zostaną zapoznane strony postępowania, pokrzywdzeni, pełnomocnicy, a ewentualnie o upublicznieniu tej opinii, decyzję podejmie prokurator prowadzący śledztwo - powiedział nam Rzepa. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że rozmowy z Jaka-40 są równie ważne, jak stenogramy z tupolewa. Szczególnie w kontekście wypowiedzi członków załogi tego samolotu, który lądował w Smoleńsku na godzinę przed Tu-154. Technik pokładowy twierdzi, że Rosjanie sprowadzając Jaka-40, polecili mu zejście na pułap 50 metrów - to o 50 metrów mniej niż dopuszczalne minimum. Chorąży przekonuje, że podobne komendy z rosyjskiej wieży otrzymały załogi samolotu Ił-76, a potem polskiego tupolewa. Te frazy powinny się znajdować na czarnej skrzynce Jaka-40 i mają kluczowe znaczenie w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy.