Bronisław Tumiłowicz: Z badań, które przeprowadziliście na wielotysięcznych grupach przedstawicieli pokolenia Y i Z, a więc osób mających 20-30 lat, wynika, że mimo kryzysu ekonomicznego, klimatycznego i zdrowotnego osoby te kreślą wizję lepszej przyszłości. Badaliście tylko optymistycznie nastawionych, zamożnych i pracujących czy też studentów, bezrobotnych, wycofanych? Irena Pichola: - Badania były prowadzone na ponad 18 tys. młodych ludzi z 43 krajów, w tym 300 z Polski, jeszcze przed pandemią. Następnie, już w jej trakcie, uzupełniono je o badanie wśród ponad 9 tys. respondentów z 13 krajów. Dbaliśmy, by był to w miarę szeroki przekrój młodej populacji, więc znalazły się tu np. osoby, które jeszcze nie pracują i są na utrzymaniu rodziców, jak i takie, które deklarowały utratę pracy w ostatnim czasie - tych było nawet ok. 20 proc. Czy młodzi boją się bardziej niż reszta dorosłej populacji? - Milenialsi, a więc przedstawiciele pokolenia Y i Z, mają do czynienia ze stresem, ale charakteryzuje ich większa wrażliwość w stosunku do innych niż do siebie. Ponad połowa najbardziej troszczy się o dobro rodziny, tej, którą sami założyli, lub o dobro starszych, rodziców, rodzeństwa itd. Na drugim miejscu jest troska o własne zdrowie fizyczne, potem o karierę, a dopiero na czwartym miejscu stres spowodowany sytuacją finansową, brakiem pieniędzy. Niepokój powoduje także niejasna sytuacja w edukacji albo dotyczy on szans zdobycia pracy w przyszłości. Z biegiem czasu to napięcie u młodych zmalało, oswoili się z sytuacją i przestali się przejmować błahostkami. Wykazywali coraz większe uspołecznienie, a więc zainteresowanie tym, co się dzieje wokół nich. Jako czynniki łagodzące stres można wymienić bliższy i dłuższy kontakt z rodziną, ustanie typowych bolączek cywilizacji, np. tłoku w środkach komunikacji, korków na drogach, jak również oswojenie się z pracą lub nauką zdalną. Mniejszy ruch oznacza także zmniejszenie zanieczyszczenia powietrza i dokuczliwości hałasu, co też zauważają badani. - Świadomość młodych ludzi w kwestii ochrony klimatu jest większa niż w przypadku starszego pokolenia. Badania pokazały, że właśnie to ograniczenie wielu elementów niszczących nasze środowisko przekonało respondentów, że czynniki wpływające na pogorszenie klimatu można zatrzymać, a przynajmniej osłabić ich skutki. Wcześniej wydawało się wszystkim, że katastrofa jest nieodwracalna i nic nie da się zrobić. A okazało się, że wystarczy miesiąc czy dwa obowiązkowego pobytu w miejscu zamieszkania i żyje się w czystszej atmosferze. Czyli nie jest za późno, by ratować klimat. Odsetek pesymistów w tej kwestii zmalał o 10 pkt proc. Zyskali uznanie ci, którzy apelują o ograniczenie podróży samolotami czy zmniejszenie szkodliwego oddziaływania różnych dziedzin produkcji. Pandemia stała się dla wielu pożyteczną lekcją, impulsem do wzmożenia wysiłków W celu ochrony środowiska i klimatu. Młodzi zresztą uważają, że katastrofa klimatyczna jest nie mniej ważna niż koronawirus. Czas po pandemii przyniesie renesans zrównoważonego rozwoju, ekologii i ochrony przyrody? - Wygląda na to, że taki renesans nadchodzi. Do dobrego stylu należy przecież korzystanie z rowerów czy komunikacji publicznej. Zagrożenie koronawirusem nie jest jedyną obawą spędzającą młodym sen z powiek. Zwłaszcza degradacja środowiska skłania do coraz większej aktywności. Nawiasem mówiąc, jedną z możliwych przyczyn rozprzestrzeniania się pandemii widzi się właśnie w braku właściwych relacji człowieka i środowiska. Coraz popularniejsze są hasła "zielonej odbudowy gospodarki", sięgania po fundusze służące naprawie parametrów środowiskowych i wsparciu innych działań na rzecz ochrony przed skutkami suszy, huraganów, pożarów lasów itd. Czy pokolenie Y i Z zajmie się aktywnie tymi sprawami? - Badania pokazały, jakich liderów młodzi są skłonni popierać, jak zmienia się lista autorytetów. Młodzieżowe strajki klimatyczne są coraz wyżej w rankingu postulowanych aktywności. Ale pandemia uwrażliwiła młodych ludzi także na codzienne potrzeby społeczne. Deklarują oni chęć podjęcia działań dla społeczności lokalnych, szacunek dla organizacji pozarządowych i non profit. Uznanie budzą te inicjatywy, czy to władz samorządowych, czy biznesu, które są nakierowane np. na pomoc pracownikom służby zdrowia. I odwrotnie, niektórzy deklarują nawet bojkot struktur biznesowych, które są pozbawione podstawowej wrażliwości i nastawiają się tylko na maksymalizację zysku. Pojawiło się wiele oddolnych inicjatyw, np. produkcja maseczek, przyłbic i innego sprzętu ochronnego, który aktywiści nieodpłatnie przekazywali lekarzom, pielęgniarkom. Taka postawa wcześniej należała do rzadkości. Renesans wrażliwości społecznej obejmuje wiele dziedzin, od akcji ulicznych lub inicjatyw osiedlowej samopomocy po apele o likwidację jednorazowych opakowań plastikowych, nakłanianie do recyklingu albo rezygnację z jazdy samochodem. Z badań wynika, że aż trzy czwarte młodej populacji deklarowało chęć podjęcia takiej aktywności, gdzie inspiracją była pandemia. A czemu sprzeciwia się młode pokolenie? - Przede wszystkim bezczynności. Młodzi oczekują większej odpowiedzialności od tych, którzy mają władzę i pieniądze. Żądają konkretnych prospołecznych czy prośrodowiskowych regulacji. Nauczyli się głośno wyrażać troski i obawy. Widać to po stosunku do pracodawców. Około 30 proc. respondentów odpowiada, że zakończyłoby współpracę z tymi branżami lub przedsiębiorstwami, których działania i produkty mają negatywny wpływ na środowisko i społeczność. Poszukują pracodawców, którzy podzielają ich troski. Polska populacja Y i Z różni się od tych z innych krajów? - U nas korporacje nie miały dobrej reputacji, nie ufano im i nie wierzono, ale kiedy poczyniły spore inwestycje, aby zatrzymać ludzi na pokładzie, wykorzystać ich kompetencje np. w pracy online, stosunki się ociepliły. Pracodawcy większości branż starali się powstrzymywać od zwolnień grupowych, utrzymać miejsca pracy, korzystając z systemów wparcia, różnych ulg, zwolnienia od opłat i z tarcz pomocowych. Młodzi to docenili. Zauważyli też, że rynek pracy się zmienił, z rynku pracownika stał się rynkiem pracodawcy. Zmieniło się więc myślenie o pracy, wzrosła lojalność wobec takiego pracodawcy oraz szacunek dla dotychczasowego miejsca i stabilności zatrudnienia. Kryzys stał się dla wielu szansą na "zresetowanie" stylu życia, inspiracją do zmiany na lepsze. Nie możemy więc narzekać na młode pokolenie? - Pozytywy wynikające z lekcji, którą nam dała pandemia, większa odpowiedzialność, szacunek dla podstawowych wartości, jakiś czas pewnie się utrzymają. Wielu osobom kryzys dodaje sił. Prospołeczne i prośrodowiskowe decyzje młodych ludzi związane są z lepszą edukacją. Młode pokolenie jest nieźle wykształcone - gdy wejdzie na szczeble władzy, nie będzie tak łatwo podejmować złych decyzji. Można więc przewidywać, że nasz rozwój będzie bardziej zrównoważony. Jednak pokolenie Y i Z samo nie doprowadzi do takiej zmiany jakościowej. Liczyć się będą umiejętności budowania koalicji w realizacji słusznych celów. Samymi strajkami klimatycznymi niewiele się zdziała, trzeba tworzyć struktury organizacyjne, grupy robocze, zyskiwać zwolenników. Młodzi muszą się nauczyć wykorzystywać naturalny entuzjazm, a nie tylko być w opozycji wobec niekorzystnych decyzji i zjawisk. Potrzebny jest konsensus społeczny. Jedno, co wynika z badań nad pokoleniem Y i Z, to fakt, że młodzi uparcie stoją przy swoich racjach, nie są chwiejni i nie dadzą się łatwo zmanipulować w swoim dążeniu do celu i obronie wyznawanych wartości. Irena Pichola- lider zespołu ds. zrównoważonego rozwoju w Polsce i Europie Środkowej w firmie doradczej Deloitte, członek zarządu Forum Odpowiedzialnego Biznesu i wykładowca w Akademii Leona Koźmińskiego