Specjaliści są zdania, że jest zbyt wcześnie, aby ferować wyroki w tej sprawie, ponieważ nie jest znany dokładnie kontekst wypowiedzi, do której dotarła stacja TVN 24. Według niej kapitan tupolewa Arkadiusz Protasiuk na kilkadziesiąt sekund przed katastrofą miał powiedzieć: "Jak nie wyląduję(my), to mnie zabije(ją)". Z kolei jak twierdzi "Gazeta Wyborcza", prawdopodobnie mjr Protasiuk jeszcze na 20 minut przed tragedią miał powiedzieć: "Jeśli nie wyląduję, to będę miał przechlapane". Jednak według gazety nie jest pewne, czy zdanie to wypowiada akurat Protasiuk. Do kolejnych nieodczytanych fragmentów nagrań czarnych skrzynek udało się dotrzeć także "Polsce The Times". Według informatora gazety, osoby zbliżonej do śledztwa, pilot miał w pewnym momencie powiedzieć: "To patrzcie, jak lądują debeściaki". Najprawdopodobniej stwierdzenie to padło tuż po tym, jak załoga samolotu Jak-40 poinformowała prezydenckiego Tu-154 o pogarszającej się pogodzie i nieudanej przez to próbie posadzenia na pasie startowym w Smoleńsku wojskowego iła. Pisząc o ewentualnych naciskach na pilotów "Polska The Times" przypomina również o tym, że tuż przed odlotem Tu-154 do Smoleńska załogę samolotu odmeldował generał Andrzej Błasik. Zazwyczaj robi to kapitan samolotu. "Presja, że trzeba wylądować, jest zawsze. W tym przypadku trzeba poznać wszystkie dokumenty, by móc się wypowiadać. Ciekawsze od stenogramów mogą być moim zdaniem zapisy z radaru lotniska w Smoleńsku. Bo jeżeli kontroler na radarze widział, że w pewnym momencie samolot był poniżej elewacji lotniska, to dlaczego wtedy nie reagował? Zrobił to dopiero wtedy, gdy w zasadzie było już za późno" - mówi "Polsce" pilot liniowy, dodając, że byłoby dziwne, gdyby strona rosyjska nie dysponowała tzw. logami, czyli archiwalnymi zapisami wskazań radaru. "Nie ma jednak wątpliwości, że nie doszłoby do tego, gdyby piloci przestrzegali ustalonych procedur, bez względu na to, co mówił im kontroler" - twierdzi pilot.