Premier przyznał, że w latach 80. interesowały się nim służby. Naciskano na mnie - mówił premier - posługując się zarówno groźbą, jak i apelując do uczuć patriotycznych, ostrzegając również o możliwości wystąpienia prób werbunku ze strony służb amerykańskich. Premier podkreślił, że miał świadomość, iż istnieje "cienka granica" między lojalnością wobec PRL, jedynego - jak powiedział - państwa, które było jego ojczyzną, a współpracą ze służbami. - Granicy tej nie przekroczyłem - stwierdził. Belka powtórzył, że w 1984 roku przed wyjazdem na stypendium do USA podpisał tzw. instrukcję wyjazdową, ale - jak zapewnił - nie był tajnym współpracownikiem służb PRL. Tymczasem szef IPN Leon Kieres poinformował dziś, że nie podejmie decyzji w sprawie ujawnienia teczki premiera Marka Belki przed ustaleniem, czy jest to zgodne z obecnym stanem prawnym. Kieres twierdzi, że w sprawie jest dużo "komplikacji prawnych", m.in. wynikających z tego, że premier nie ma statusu pokrzywdzonego, nie jest też badaczem, a tylko takie osoby mają prawo dostępu do swej materiałów SB. Przypomnijmy, szef rządu zadeklarował wczoraj, że chce odtajnienia materiałów z Instytutu Pamięci Narodowej na swój temat. Chcą tego też posłowie z orlenowskiej komisji śledczej. Sprawa rzekomej współpracy Belki ze służbami PRL powróciła po tym, gdy jego teczka trafiła do sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. Jej wiceszef Roman Giertych (LPR) uważa, że premier okłamał komisję, mówiąc, że nie podpisał dokumentu o współpracy ze służbami specjalnymi PRL. Chodzi o tzw. instrukcję wyjazdową, którą Belka podpisał przed wyjazdem na stypendium do USA w 1984 r. Premier nie ukrywa, że taką instrukcję podpisał, ale podkreśla, że nie współpracował z PRL-owskimi służbami. Belka przypomniał, że jesienią 2001 r. - gdy obejmował funkcję wicepremiera, ministra finansów, złożył oświadczenie lustracyjne, w którym stwierdził, że nie był tajnym, świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL. Kiedy w lipcu 2001 r. zrezygnował z funkcji w rządzie zaczęły pojawiać się pogłoski, że przyczyną jego odejścia z rządu były kłopoty lustracyjne. Belka powiedział, że gdy w marcu 2004 r. otrzymał propozycję objęcia funkcji premiera, miał świadomość, że wróci sprawa jego rzekomej współpracy ze służbami PRL. Podkreślił, że nie złożył wtedy żadnego nowego oświadczenia dotyczącego tej sprawy. W czerwcu 2004 r. - przypomniał dziś premier - w okresie, gdy Sejm miał zdecydować w sprawie wotum zaufania dla rządu, były minister zdrowia Mariusz Łapiński wypowiadał się publicznie na temat "rzekomej zawartości jego teczki". W udzielonym w tamtym czasie "Rzeczpospolitej" wywiadzie Belka poinformował, że przed wyjazdem na stypendium do USA w 1984 r. podpisał tzw. instrukcję wyjazdową, ale że konsekwencją tego nie była współpraca z wywiadem PRL. W 2004 r. Rzecznik Interesu Publicznego zainteresował się jego sprawą i wszczął postępowanie wyjaśniające. Podczas osobistej rozmowy - powiedział dziś Belka - ówczesny Rzecznik Bogusław Nizieński zadał mu wiele pytań w związku z zawartością teczki, m.in. o kontakty z pracownikiem wywiadu zatrudnionym w konsulacie PRL w Chicago. Według premiera, Rzecznik szukał też tzw. dowodów współpracy np. ekspertyz, materiałów zastrzeżonych, bo w dotyczących go dokumentach znalazł "ogólnodostępną broszurę dotyczącą gospodarki światowej wydaną przez Uniwersytet w Chicago". Jak powiedział Belka, sędzia Nizieński poinformował go, że zakończył postępowanie, a wobec faktu, że jego kadencja miała niebawem zakończyć się, pozostawia sprawę swemu następcy. 14 kwietnia 2005 r. premier otrzymał z Biura RIP pismo informujące go, że w związku z brakiem podstaw Rzecznik odstąpił od złożenia do Sądu Lustracyjnego wniosku o wszczęcie postępowania lustracyjnego. - W ten sposób, zgodnie z prawem, sprawa została zakończona - podkreślił premier.