Maszyna jest przechylona i w każdej chwili może się przewrócić. Strażacy wraz z kolejarzami starają się ją zabezpieczyć i również zrzucić z torów, ale lokomotywa waży ponad 120 ton, więc nie będzie to łatwe zadanie. Jak dowiedział się reporter RMF FM Marcin Buczek, rozważane są dwie koncepcje ściągnięcia leżącej na nasypie lokomotywy. Pierwsza to rozcięcie uszkodzonego elektrowozu przy pomocy palników. Gdyby to się nie udało, możliwe jest drugie rozwiązanie, czyli podniesienie lokomotywy przez specjalny kolejowy dźwig. Służby pracujące na miejscu katastrofy zarządziły też kolejne przeszukanie zmiażdżonych wagonów. Wszystko po to, by mieć absolutną pewność, że już nikogo w nich nie ma. Wraki leżą już poza nasypem, więc nie ma niebezpieczeństwa, że mogłyby się zsunąć, ale ciągle trzeba tam bardzo uważać. - Strażacy będą musieli mozolnie i ostrożnie przedzierać się przez zwały blachy i metalu. Ratownicy w pełnym zabezpieczeniu wchodzą i dokładnie, miejsce w miejsce, przeglądają ten wrak - mówi strażak pracujący na miejscu katastrofy. W katastrofie zginęło 16 osób Do katastrofy kolejowej pod Szczekocinami doszło w sobotę wieczorem. W zderzeniu pociągów pasażerskich TLK "Brzechwa" relacji Przemyśl-Warszawa Wschodnia i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wschodnia-Kraków Główny zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych. Do godziny 4 nad ranem w niedzielę trwała akcja wydostawania ze zniszczonych pociągów rannych pasażerów. Jak informował rzecznik Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak, udział brało w niej 450 strażaków. Później przez cały dzień strażacy wydobywali z wraków ciała ofiar. Wiele godzin zajęła operacja rozczepiania zniszczonych wagonów, na miejsce sprowadzono specjalistyczny sprzęt. Dopiero kilkanaście minut po godzinie 12 spod wraków udało się wydobyć ciała piętnastej i szesnastej ofiary katastrofy. Błąd człowieka czy awaria? Wciąż nie są znane przyczyny katastrofy. Śledztwo w tej sprawie wszczęła wczoraj formalnie Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. Dwa główne, traktowane równorzędnie wątki, jakie biorą pod uwagę śledczy, to błąd ludzki i awaria. Miejsce, w którym doszło do katastrofy, to prosty odcinek torów, niedawno remontowany. Torowisko znajduje się na nasypie. Dwa pociągi powinny się tam minąć, jadąc dwoma równoległymi torami, jednak tym razem - z nieznanych wciąż przyczyn - znalazły się na jednym torze. Szef resortu transportu Sławomir Nowak, przedstawiając pierwsze przypuszczenia dotyczące przyczyn katastrofy, stwierdził, że "wszystko wskazuje na to, że sprzęt techniczny w tym wypadku nie miał wpływu na katastrofę". Wiadomo już, że dyżurni, którzy kierowali ruchem pociągów w chwili wypadku, nie mieli w wydychanym powietrzu alkoholu. Śledczy rozpoczęli też przesłuchania świadków, pierwsze odbyły się już w nocy z soboty na niedzielę. Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury nie chciał jednak ujawnić, kogo przesłuchano, ani jakie są efekty tych przesłuchań.