- My jesteśmy przygotowani na ewentualne dofinansowanie mediów publicznych po uzdrowieniu sytuacji. Na razie nie przewidujemy żadnych pieniędzy dla mediów publicznych - przyznał we wtorek Donald Tusk w rozmowie z dziennikarzami. Szef rządu dodał także, że "takie media publiczne, jakie są w tej chwili, w ogóle nie zasługują na finansowanie z kieszeni podatnika". Media publiczne mocno "pod kreską" Słowa premiera wskazują, że nowa ekipa rządząca poważnie rozważa skorzystanie z tzw. opcji atomowej, czyli zagłodzenia mediów publicznych. Dotychczas publiczni nadawcy byli w stanie funkcjonować dzięki sowitym dotacjom z budżetu państwa. Nowy obóz władzy uzależnia dalsze dotowanie mediów publicznych od przeprowadzenia w nich gruntownych zmian i - jak twierdzi - przywrócenia im politycznej niezależności i obiektywności. Taki obrót spraw nie jest zaskoczeniem. Interia pisała o nim 7 grudnia, kiedy jako pierwsi podawaliśmy informacje o potężnych stratach mediów publicznych, które spółki medialne zaraportowały do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w swoich planach finansowo-programowych na 2024 rok. Wspomniane podmioty oszacowały swoje koszty realizacji misji publicznej w 2024 roku na niemal 4,8 mld zł. Przychody własne, w tym ze źródeł reklamowych, jednak już tylko na 1,03 mld zł. Całkowita kwota kapitału zapasowego spółek mediów publicznych wynosi z kolei zaledwie 687 mln zł. Wraz z prognozowanymi wpływami daje to łącznie 1,72 mld zł. Finalna strata wszystkich podmiotów, wynikająca ze złożonych planów finansowo-programowych, to z kolei nieco ponad 3 mld zł. Jak pisaliśmy 7 grudnia, Telewizja Polska zaraportowała prognozowaną stratę na poziomie niemal 2,56 mld zł, Polskie Radio na minusie będzie 240 mln zł, natomiast regionalne rozgłośnie radiowe - 200 mln zł. - To jest naprawdę niebywałe - o powyższych danych finansowych mówił wówczas informator Interii z KRRiT. - To wygląda tak, jakby oni żyli kompletnie poza rzeczywistością, a na pewno poza tą finansową. Z roku na rok dotacje z budżetu państwa są coraz większe, a media publiczne i tak raportują straty - dodawał nasz rozmówca. Media publiczne a nowy model finansowania Dosadnej ocenie sytuacji trudno się dziwić. Nawet uwzględniając zapisaną w prowizorium budżetowym rządu Mateusza Morawieckiego dotację dla mediów publicznych w wysokości 1,995 mld zł i wpływy abonamentowe szacowane w 2024 roku na 620 mln zł, publicznym nadawcom nadal brakowałoby 430 mln zł, żeby wyjść na zero. Rządy Zjednoczonej Prawicy tylko na dotacje budżetowe (tzw. rekompensaty) dla Telewizji Polskiej przeznaczyły w latach 2016-22 7,2 mld zł. W samym 2023 roku było to 2,3 mld. Nowy rząd nie planuje jednak pompować gigantycznych pieniędzy w publicznego nadawcę, który jego zdaniem nie spełnia żadnych standardów dziennikarskich i etycznych, a także realizuje interesy jednej partii politycznej. Źródła Interii z obozu władzy przyznają, że kwestia odzyskania kontroli nad mediami publicznymi to jedno, kolejnym wyzwaniem jest natomiast zmiana modelu ich finansowania. Jak mówią nasi rozmówcy, zaklinanie rzeczywistości i finansowanie mediów publicznych jedynie w oparciu o abonament RTV mija się z celem. Wpływy z tego tytułu spadają z roku na rok, chociaż rząd Zjednoczonej Prawicy robił, co mógł, żeby poprawić ściągalność tej daniny. Abonament RTV miałaby zastąpić tzw. opłata audiowizualna, jednak z przyczyn formalno-prawnych możliwe byłoby to dopiero od 2025 roku. Nowa ekipa skłania się też jednak ku uzupełnieniu kasy mediów publicznych o stałe finansowanie z budżetu państwa, które miałoby być w pełni transparentne i gwarantowane ustawowo, a nie uznaniowe. Rzecz w tym, że do zmian konieczne byłoby przyjęcie tzw. ustawy medialnej, reformującej cały ten obszar. Problemem jest, że do zmian, które dotyczyłyby nie tylko finansowania, konieczny jest podpis prezydenta Andrzeja Dudy, a tego nowy obóz władzy, najdelikatniej rzecz ujmując, nie może być pewien. Zmiany w TVP? "Podkładka" do działania Do wprowadzenia nowego modelu finansowania mediów publicznych droga jednak daleka. Na razie kryzysowa sytuacja tychże mediów stanowi cenny oręż w rękach przedstawicieli większości parlamentarnej. Rząd Donalda Tuska zdaje się mieć problem z wyborem narzędzi, których użyje do odzyskania kontroli nad publicznymi nadawcami. W chwili pisania tego artykułu w Sejmie odbywa się dyskusja nad projektem uchwały "w sprawie przywrócenia ładu prawnego oraz bezstronności i rzetelności mediów publicznych oraz Polskiej Agencji Prasowej". W myśl uchwały, Sejm wzywa Skarb Państwa do niezwłocznego podjęcia działań naprawczych w TVP, Polskim Radiu i PAP tak, żeby funkcjonowały "w zgodzie ze standardami państwa prawa". Sama uchwała nie przesądza ani kiedy, ani w jaki sposób rząd Donalda Tuska przejmie kontrolę nad mediami publicznymi, ale zdaniem opozycji stanowi "podkładkę" do działania dla właściwych ministrów: kultury, aktywów państwowych i finansów. - Ten projekt uchwały daje legitymację i podstawę prawną do podjęcia przez właściciela, czyli Skarb Państwa, bardziej zdecydowanych działań - analizował w artykule Kamili Baranowskiej Robert Kwiatkowski, opozycyjny wobec PiS-u członek Rady Mediów Narodowych. Nowa władza odczuwa silną presję ze strony mediów, struktur partyjnych oraz własnych wyborców. W trakcie kampanii wyborczej z ust polityków partii wchodzących w skład Koalicji 15 Października padały bowiem deklaracje, że przejęcie mediów publicznych odbędzie się szybko, sprawnie i z poszanowaniem prawa. Polityczna rzeczywistość pokazała, że nie będzie to takie proste - o mnogości scenariuszy będących w grze oraz ich mocnych i słabych stronach pisaliśmy zresztą na łamach Interii. Po złożeniu projektu uchwały w sprawie mediów publicznych i rozpoczęciu sejmowej debaty na ten temat do gry włączył się także prezydent, dodatkowo komplikując sytuację rządu Donalda Tuska. W piśmie skierowanym do marszałka Sejmu Szymona Hołowni głowa państwa stwierdza, że "cel polityczny nie może stanowić usprawiedliwienia dla łamania czy obchodzenia konstytucyjnych i ustawowych uregulowań". Dla koalicji rządzącej to jasny sygnał, że na dogadanie się z prezydentem w sprawie reformy mediów publicznych raczej nie ma co liczyć. Stąd sięgnięcie po ostateczny argument w postaci pieniędzy z budżetu państwa. Te w swoim ręku trzyma rząd. I doskonale wie, że nawet jeśli przegra batalię o przejęcie mediów publicznych, to bez środków z kasy państwa media te nie mają szans na przetrwanie. Łukasz Rogojsz *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!