. Zapowiedział też, że zaproponuje taką wersję ustawy ratyfikacyjnej, "która pokaże także z naszej strony dobrą wolę". - Jeśli ta wersja ustawy nie zyska akceptacji większości sejmowej, to przygotujemy referendum - oświadczył szef rządu. Premier pytany o możliwość połączenia referendum z przyśpieszonymi wyborami parlamentarnymi podkreślił, że PKW stoi na stanowisku, iż wybory i referendum ogólnokrajowe - lub łączone wybory, np. parlamentarne i samorządowe - teoretycznie mogą się odbywać nawet tego samego dnia, ale wymagałoby to odrębnych procedur, m.in. oddzielnych lokali wyborczych. - Dlatego, kiedy mówię, że traktuję referendum jako ostateczność, to jednak chciałbym przygotować - raczej bez koncepcji łączenia referendum z przyśpieszonymi wyborami - takie procedury referendalne, które zmaksymalizują szanse na 50-proc. frekwencję - mówił szef rządu. Dlatego rząd będzie chciał, aby referendum - jeśli do niego dojdzie - było dwudniowe, raczej niedzielno-poniedziałkowe, żeby ludzie mogli głosować po drodze do, albo z pracy. Tusk chciałby też umożliwić przynajmniej internetową rejestrację wyborców, bo przewiduje, że nie zdąży się techniczne z przygotowaniem możliwości głosowania przez internet. Pytany, czy w referendum przewiduje dodatkowe pytanie - oprócz tego o Traktat - odparł, że nie sądzi, by było to potrzebne. - To byłoby de facto referendum, czy jesteś za Polską w Europie, czy nie - powiedział. Szef rządu podkreślił, że "to byłaby gratka dla Platformy - zorganizować referendum nie patrząc na wynik". Ale - mówił - jest dumny z tego, że PO różni się od opozycji. - Nasi oponenci, dzisiejsza opozycja jest gotowa zaryzykować polski interes, byleby ich było na wierzchu. Ja nie chcę ryzykować interesu Polski - a podpisanie Traktatu definiuję jako sprawę, która leży w naszym interesie - deklarował. - Dlatego - mówił premier - nie będę dążył za wszelką cenę do referendum, chociaż ono mogłoby być gwoździem do trumny Prawa i Sprawiedliwości, bo istnieje realne ryzyko nieosiągnięcia progu frekwencji. Donald Tusk ocenił też, że propozycje PiS i prezydenta dotyczące ustawy ratyfikującej Traktat Lizboński są nacechowane złą wolą. Jak dodał, to propozycje, które mają wytyczyć nową barykadę polityczną w Polsce. Premier zapowiedział, że projektami ustaw ratyfikujących: rządowym, poprawkami PiS i prezydenckim zajmie się odpowiednia komisja sejmowa. Poinformował, że będą przygotowane ekspertyzy dotyczące konstytucyjności propozycji prezydenckiej i PiS. - Finałem musi być ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego, nie satysfakcja tej, czy innej partii (...) Zaproponujemy taką wersję ustawy (ratyfikacyjnej), która pokaże także z naszej strony dobrą wolę. Jeśli ta wersja ustawy nie zyska akceptacji większość sejmowej, to przygotujemy referendum - oświadczył szef rządu.