Obecnie wśród kandydatów na listach wyborczych musi się znajdować minimum 35 proc. kobiet. Zakończony w sobotę IV Kongres Kobiet wysunął propozycję, by listy budować metodą "suwakową", a więc naprzemiennie układać nazwiska mężczyzn i kobiet. Zdania wśród posłów odnośnie pomysłu są podzielone. "Uważam, że dopóki obecność wielu kobiet na listach nie stanie się regułą, dopóty takie mechanizmy prawne są potrzebne" - mówi Krystyna Łybacka z SLD. Podkreśla, że to ułatwi kobietom decyzję o kandydowaniu. Posłanka PiS-u Beata Mazurek twierdzi natomiast, że "suwaki" nie rozwiążą problemu. "W efekcie takich rozwiązań będziemy mieli na listach kobiety z łapanki, nie do końca przekonane do kandydowania. Rzecz polega na tym, żeby skłonić panie do startowania w wyborach" - podkreśla posłanka Mazurek. "Platforma już stosuje zasadę, która zapewnia kobietom miejsca w czołówce list wyborczych, w pierwszej piątce na liście muszą być co najmniej dwie osoby tej samej płci, a w pierwszej trójce najwięcej dwie" - tłumaczy posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska z PO.