Reporter RMF FM Roman Osica ustalił w Komendzie Głównej Policji, że Interpol ma na swojej liście poszukiwanych 390 obywateli Białorusi. Według organizacji zajmujących się ochroną praw człowieka w tym kraju, od 80 do 100 na tej liście jest poszukiwanych wyłącznie z powodów politycznych. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych sprawdza, co nie zadziałało w systemie powiadamiania o poszukiwanych, że doszło do wczorajszej kompromitacji polskich służb. Na lotnisku Okęcie w Warszawie zatrzymano byłego opozycyjnego kandydata na prezydenta Białorusi Alesia Michalewicza. Wiemy z naszych wstępnych ustaleń, że już w lipcu Interpol uznał ten wniosek o zatrzymanie, jako działanie polityczne. Polsce taka informacja nie została przekazana - powiedziała rzeczniczka resortu Małgorzata Woźniak. Straż Graniczna tłumaczyła, że białoruski opozycjonista legitymował się czeskim dokumentem i znajdował się w bazie danych Interpolu jako osoba poszukiwana ws. organizacji masowych demonstracji. Z kolei rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski powiedział, że Interpol przekazał do Biura Międzynarodowej Współpracy KGP informację o poszukiwaniu Michalewicza już w kwietniu tego roku. W poniedziałek Prokuratura Okręgowa w Warszawie zdecydowała o zwolnieniu Michalewicza. Potem do polskich śledczych dotarło pismo Interpolu w Mińsku, że międzynarodowe poszukiwania opozycjonisty zostały odwołane przez Białoruś. W rozmowie z reporterem RMF FM Aleś Michalewicz powiedział w poniedziałek, że spodziewał się zatrzymania. Myślałem, że coś takiego może się wydarzyć w Polsce, w Niemczech, w Stanach, w każdym kraju. To był dla mnie w miarę oczekiwany, ale bardzo nieprzyjemny moment - podkreślił.