Nawiązując do obchodów 64. rocznicy wybuchu powstania prezydent podkreślił, że "rocznicę tego wydarzenia czcimy i czcić będziemy w każdy dostępny sposób". Dodał, że te uroczystości odbywają się "dużo, dużo za późno". - Mieliśmy za sobą doświadczenie Wilna i Lwowa. Było oczywiste, że albo Warszawa zostanie opanowana przez Polaków i może pojawi się tam polski rząd z Londynu, albo żadnych szans na utrzymanie niepodległości nie ma. Pamiętajmy, że 1 sierpnia 1944 roku w Lublinie działał już Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego - grupa renegatów, która w imieniu obcego mocarstwa była przygotowana do rządzenia Polską. Tak więc decyzja była niezbędna - mówił prezydent. Dodał, że uroczystości odznaczenia uczestników powstania odbywają się wiele lat za późno. - Gdyby inny los zgotowano nam po roku 1945, powinny odbywać się 60 i więcej lat temu. Ale nawet uwzględniając, że wolność przyszła do nas dopiero w roku 1989, to i tak mamy tu prawie 20 lat spóźnienia - powiedział Lech Kaczyński. Jego zdaniem stało się tak dlatego, że "wolna Polska, zwana III Rzeczpospolitą chciała mieszać to, co dobre, i to, co złe, chciała odejść od pewnych elementarnych ocen". To, według prezydenta, działo się nie w imię pokoju społecznego, tylko w imię ochrony interesów, które z interesami naszego kraju nie miały nic wspólnego i z natury rzeczy mieć nie mogły. Podczas uroczystości prezydent odznaczył pośmiertnie Krzyżami Wielkimi Orderu Odrodzenia Polski Jana Rodowicza "Anodę" i Antoniego Chruściela "Montera". Prezydent odznaczył ponadto Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą, Krzyżem Komandorskim, Krzyżem Oficerskim i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski 43 zmarłych i żyjących uczestników Powstania Warszawskiego.