- Decyzja sądu oznacza, że Arkadiusz J. może wyjść na wolność po wpłaceniu 50 tys. zł. Zostanie wtedy objęty policyjnym dozorem i zakazem opuszczania kraju - powiedziała wiceprezes katowickiego sądu, sędzia Joanna Sienkiewicz-Bitka. Katowicka prokuratura, prowadząca śledztwo w sprawie styczniowej katastrofy hali MTK, wnioskowała we wtorek o aresztowanie Arkadiusza J. na trzy miesiące. Sąd warunkowo aresztował go na dwa. Arkadiusz J. to jedna z trzech kolejnych zatrzymanych w tej sprawie we wtorek osób. Pozostałe dwie to rzeczoznawca budowlany Grzegorz S., odpowiedzialny za naprawę dachu hali w 2002 r. i pracownik pionu technicznego Targów Piotr I., który odpowiada za to, że w dniu katastrofy drzwi ewakuacyjne hali były zamknięte. - Wniosek jest argumentowany m.in. tym, że podejrzanemu grozi wysoka kara, a okoliczności sprawy wskazują, że zachodzi w tej sprawie także obawa matactwa z jego strony - powiedział podczas środowej konferencji prasowej rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach, prokurator Tomasz Tadla. Na Arkadiuszu J. ciąży najpoważniejszy z postawionych we wtorek zarzutów - sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy. Zdaniem prokuratury, miał on "bardzo poważne sygnały", że projekt wykonawczy hali ma wiele wad technicznych, które mogą prowadzić do katastrofy. Informacje na ten temat mieli mu przekazywać kierownik budowy, koordynator prac budowlanych i jeden z projektantów hali, Jacek J. - obecnie podejrzany w śledztwie. Dach hali po raz pierwszy ugiął się jeszcze w 2000 r. - w czasie jej budowy. Arkadiusz J. mimo to kontynuował realizację inwestycji, przez co - jak uznała prokuratura - nieumyślnie sprowadził tragiczne zdarzenie. Mężczyźnie grozi do ośmiu lat więzienia. Trzy lata pozbawienia wolności mogą grozić rzeczoznawcy budowlanemu Grzegorzowi S., który w 2002 r. miał zbadać przyczyny odkształceń dachu. Jak uznała prokuratura, Grzegorz S. ograniczył się do zbadania jednego elementu, nie ustalił rzeczywistej przyczyny awarii i wykonał projekt naprawy konstrukcji nośnej, którego realizacja nie zapewniała bezpieczeństwa. Śledczy zarzucają mu nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa zawalenia się dachu. Także trzy lata pozbawienia wolności grożą koordynatorowi w dziale technicznym MTK Piotrowi I., który był odpowiedzialny za zapewnienie bezpieczeństwa przeciwpożarowego, w tym także za zapewnienie dróg ewakuacyjnych. W dniu katastrofy drzwi ewakuacyjne hali MTK były zamknięte. Temu podejrzanemu prokuratura zarzuca narażenie uczestników imprezy targowej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. - Prokurator zastosował wobec tych dwóch podejrzanych wolnościowe środki zapobiegawcze. Zwolnił ich, a w sprawie będą występować z wolnej stopy. Nałożono na nich jedynie zakaz opuszczania kraju, zatrzymania paszportów i dozory policyjne. Naszym zdaniem, przy zagrożeniach, które wynikają ze stawianych im zarzutów, będą stawiać się na przesłuchania - zaznaczył Tadla. Katowicka prokuratura zamierza zamknąć śledztwo w ciągu kilku miesięcy. Ciągle trwa ustalanie pozostałych pokrzywdzonych. Chodzi o tych, którzy wyszli z hali bez uszczerbku na zdrowiu. Poszukuje się ich nie tylko w Polsce. Policja ustaliła do tej pory ponad 700 poszkodowanych. W przesłuchania świadków zaangażowani są funkcjonariusze z różnych rejonów kraju. Hala zawaliła się 28 stycznia podczas wystawy gołębi pocztowych. Zginęło wówczas 65 osób, a ponad 140 zostało rannych. W sprawie jest już dziewięciu podejrzanych. Po katastrofie aresztowano trzech szefów MTK oraz dwóch projektantów hali. Trzeci podejrzany projektant - któremu także przedstawiono zarzuty - ze względu na stan zdrowia nie został aresztowany. Według prokuratury, ich zaniedbania przyczyniły się do tragedii.