Pasażerowie są rozgoryczeni - według ich relacji - posiłki owszem przywieziono im, ale po wielu godzinach i po ich własnych staraniach. O propozycjach noclegów dowiedzieli się... po drugiej w nocy. Do hoteli mieli trafić zaledwie na dwie godziny. Po turystów przyjechały busy biura podróży - gotowe do zabrania kilkudziesięciu osób, a na lotnisku koczowało 195 turystów. Jak twierdzą, polska wicekonsul ze Stambułu służyła im danymi, o których wiedzieli już kilka godzin wcześniej. RMF24: Zobacz film nakręcony przez turystów. Kliknij! Jak relacjonowali po powrocie do Polski, to, co działo się na tureckim lotnisku, było skandaliczne. - Na lotnisku była wielka dezorganizacja, nikt nie chciał z nami rozmawiać - mówił jeden z turystów. Inny dodawał: Nikt nie był zainteresowany rozmową, natomiast pokazano nam kajdanki, zaczęto szarpać wózki, zaczęto szarpać nas, żebyśmy się stamtąd wynosili. Potwierdzał to w rozmowie z reporterem radia RMF FM kolejny Polak: Policja - z nami, z kobietami i z dziećmi - rozmawiała z pozycji siły. W ruchu były pałki i paralizatory. I straszyli więzieniem. Turyści, którzy utknęli na lotnisku w tureckim Bodrum, zapowiedzieli, że złożą pozew zbiorowy przeciwko organizatorowi wycieczki. Mogą żądać nawet do 600 euro na osobę - tylko za sam opóźniony lot. (j.) Romuald Kłosowski