- Sprawdzamy tę sprawę pod kątem mechanizmu działań, procedur i współpracy z Interpolem. Ustaliliśmy, że Interpol już w lipcu uznał, że wniosek o zatrzymanie Alesia Michalewicza to kwestia polityczna, ale ta informacja nie została Polsce przekazana - podkreśliła Woźniak. Jak dodała, na razie nie wiadomo jak długo potrwa analiza tego incydentu. - Zależy nam na tym, by sprawę wyjaśnić jak najszybciej tak, by nie dochodziło już do podobnych sytuacji - zaznaczyła. Woźniak podkreśliła również, że wstępne ustalenia wskazują na to, iż zatrzymanie Michalewicza nie było wynikiem błędu funkcjonariuszy Straży Granicznej, którzy dokonali zatrzymania. - Wydaje się, że w tym przypadku zawiodło coś w samym mechanizmie, we współpracy z Interpolem. Na razie za wcześnie jednak, by to przesądzać, zależy nam na tym, by wszystko wnikliwie zostało wyjaśnione - powiedziała Woźniak. Także rzecznik rządu Paweł Graś w radiu TOK FM wyraził nadzieję, że zostanie wypracowany taki model postępowania, żeby podobne sytuacje się nie zdarzały. Jak powiedział, nie można zostawiać funkcjonariuszowi na lotnisku czy na przejściu granicznym decyzji w tego typu przypadkach. - On musi mieć jasno i precyzyjnie sformułowane procedury i nad tymi procedurami minister Cichocki wspólnie z prokuraturą będzie pracował - zapowiedział. Białoruski opozycjonista Aleś Michalewicz został zatrzymany w poniedziałek na warszawskim lotnisku przez Straż Graniczną. SG poinformowała później, że legitymował się czeskim dokumentem uchodźczym i widniał w systemach Interpolu jako osoba poszukiwana w celu doprowadzenia do prokuratury. Był podejrzany o "zorganizowanie masowych manifestacji". Z kolei rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski powiedział PAP, że Interpol przekazał do Biura Międzynarodowej Współpracy KGP informację o poszukiwaniu Michalewicza już w kwietniu 2011 r. Wtedy też zgodnie z procedurami została ona wprowadzona do baz osób poszukiwanych. Po zatrzymaniu opozycjonisty doszło do rozmowy szefa MSZ Radosława Sikorskiego z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem. Wkrótce potem Prokuratura Okręgowa w Warszawie nakazała zwolnienie Michalewicza. Już po podjęciu decyzji o zwolnieniu, do prokuratury wpłynęło pismo Interpolu w Mińsku, że poszukiwania międzynarodowe Michalewicza zostały w poniedziałek odwołane przez stronę białoruską. Seremet wieczorem w TVN powiedział, że prokuratura nie miała związku z zatrzymaniem opozycjonisty. - Żaden polski prokurator nie prowadził żadnych czynności związanych z panem Michalewiczem, a jak powiadam, jedyna czynność, to była decyzja o zwolnieniu - zaznaczył. Białoruska KGB zatrzymała Michalewicza po demonstracji w Mińsku w dniu wyborów prezydenckich 19 grudnia 2010 r., które białoruska opozycja uznała za sfałszowane na korzyść urzędującego prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Władze postawiły mu oraz kilkudziesięciu innym osobom zarzuty zorganizowania masowych zamieszek, w trakcie których doszło do napaści na funkcjonariuszy służb państwowych i zniszczenia majątku o wartości kilkunastu milionów białoruskich rubli. Przez blisko 2 miesiące trzymano go w areszcie. Po wyjściu na wolność opozycjonista ogłosił, że był torturowany. Ogłosił też publicznie, że aby wydostać się z aresztu, podpisał zobowiązanie do współpracy z KGB, ale je zrywa. W nocy z 13 na 14 marca, wbrew wydanemu przez władze zakazowi wyjazdu z kraju, Michalewicz opuścił Białoruś. Przez Polskę przedostał się do Czech, gdzie około tygodnia po przybyciu otrzymał azyl polityczny. Białoruska prokuratura w ostatnich miesiącach wystąpiła do Czech z wnioskiem o ekstradycję Michalewicza. Czeski sąd w ubiegłym tygodniu uznał, iż spełnienie żądania jest niedopuszczalne.