Sama "kolonia" mrówek została odkryta także przez przypadek, przy okazji badań nietoperzy zimujących w tym samym bunkrze. Mrówki wydawały się dobrze sobie radzić - mimo przebywania w zamkniętym pomieszczeniu, bez światła, ogrzewania i czegokolwiek konkretnego do jedzenia. Nie potrafiły też wydostać się przez umieszczony w suficie kanał wentylacyjny. Pierwszy artykuł na ten temat badacze pod kierunkiem prof. Wojciecha Czechowskiego z Muzeum i Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk opublikowali w 2016 roku. Teraz w "Journal of Hymenoptera Research" ukazała się kolejna praca na ten temat. Najnowsze obserwacje pokazały, że uwięzione mrówki były w stanie przetrwać, żywiąc się ciałami padłych współtowarzyszek niedoli. Gdy badacze podstawili im do kanału wentylacyjnego drewnianą łatę, były w stanie wydostać się na zewnątrz i wrócić do macierzystego gniazda. Brak agresji między nimi a mrówkami z zewnątrz potwierdził, że oryginalnie były przedstawicielkami tej samej kolonii. Po podstawieniu łaty "kolonia" na dnie bunkra opustoszała, owszem nadal spadały tam mrówki z zewnątrz, ale teraz już mogły spokojnie wydostawać się na zewnątrz. Autorzy pracy zwracają uwagę, że "kolonia", w której mrówki się nie rozmnażały, mogła przetrwać dzięki ciągłemu dopływowi nowych robotnic wpadających przez kanał wentylacyjny. Mrówki w bunkrze odżywiały się przy tym ciałami swoich martwych towarzyszek, co potwierdziły badania mikroskopowe pozostawionych szczątków, noszących ślady nadgryzienia. W naturalnych warunkach, szczególnie na wiosnę, gdy pożywienia jest mało, znane są liczne przypadki zjadania się mrówek z różnych kolonii, do którego dochodzi na granicy ich terytoriów. Teraz widać, że mrówki postawione w szczególnych warunkach mogą zjadać też siebie nawzajem. Ta zdolność adaptacji może być jednym ze źródeł niekwestionowanego ewolucyjnego sukcesu mrówek. Grzegorz Jasiński