Mosberg w maju tego roku otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Zasługi RP za wybitne zasługi w rozwijaniu polsko-żydowskiego dialogu. Pytany, jak dbać o pamięć o Holokauście, gdy zabraknie świadków, Mosberg podkreślił: "Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo mnie wtedy nie będzie". "Ważne, by nie zapominać o tym, co dzieje się dzisiaj i o tym, co wydarzyło się kiedyś. Za Holokaust obwiniam naród niemiecki. Gdyby Niemcy nie głosowali na Hitlera, to nie byłoby nazistów, obozów koncentracyjnych, obozów zagłady, które Niemcy stworzyli na terenie Polski. Gdyby Niemcy nie głosowali wtedy za Hitlerem, nie byłoby tego wszystkiego" - powiedział w rozmowie z "Rz". Podkreślił przy tym, że nie zgadza się z głosami, które mówią, że Polacy są współwinni. "Polacy nie są winni, jedynie Niemcy. Są w Izraelu ludzie, którzy obwiniają Polskę, że zabitych zostało 200 tys. ludzi. Jeśli nie wie się dokładnie, to nie powinno się wypowiadać. Można powiedzieć, że byli zamordowani, ale nie dawać liczb z powietrza. W taki sam sposób można stwierdzić, ja mogę tak powiedzieć, że byli tacy, którzy pomagali. Było wtedy 25 mln Polaków, zatem można powiedzieć, że jeśli tylko 2 proc. spośród tych osób chciało pomagać Żydom, to już jest pół miliona" - powiedział. Pytany, skąd bierze się określenie "polskie obozy koncentracyjne" i jak z tym walczyć, Mosberg przypomniał, że "gdy takie myślenie pojawiło się w debacie publicznej rok temu, została wydana ustawa, stanowiąca, że za stwierdzenie 'polskie obozy' można zostać ukaranym". "Ja byłem z tej ustawy bardzo zadowolony. Poprzedni prezydenci Polski, od zakończenia komunizmu, nigdy nie mówili o tym, czy były polskie czy niepolskie obozy. I wtedy świat się nad tym nie zastanawiał. Gdy pojawiła się ta ustawa, cały świat oburzył się na Polskę za ustanowienie tej ustawy" - powiedział. "Ja uważałem, że ta ustawa była bardzo dobra, ponieważ cały świat, choć był zły na Polskę, zrozumiał, że to nie były polskie obozy. To były niemieckie obozy - zagłady i koncentracyjne" - podkreślił. Więcej w "Rzeczpospolitej".