PAP: Dlaczego zdecydował się pan ponownie startować w wyborach prezydenckich? Już raz w 1990 r. musiał pan się wycofać, bowiem nie zdołał zebrać 100 tys. podpisów? Na jak duże poparcie pan liczył? Kornel Morawiecki: - Minęło 20 lat od tamtego czasu. Wtedy był taki symboliczny moment - końca komuny. Myślę, że 20 lat to wystarczająco, aby zobaczyć, że ten system Okrągłego Stołu, który przyszedł po komunie, musi być obalony. Jest on niesprawiedliwy, niewydajny, zakłamany, dla wybranych. Chciałbym - niezależnie od wyniku, jaki osiągnę - przyczynić się do zbudowania wreszcie lepszej Polski. Co pan ma na myśli, mówiąc "zbudować lepszą Polskę"? - Najbardziej brakuje mi w Polsce prawdy, sprawiedliwości i solidarności. Te trzy wartości są bardzo potrzebne. Konsekwencją ich braku są: niskie zarobki, bezrobocie, brak mieszkań, brak należytej opieki zdrowotnej, nierówności w dostępie do edukacji. Brakuje mi też powagi państwa polskiego. Popatrzymy, czym zajmują się media i politycy, którzy od lat obsadzają naczelne miejsca w państwie. "Razem" - tak brzmi pana hasło wyborcze, ale jednak przywiązuje pan wagę do tego, kto jaką ma przeszłość: Solidarnościową czy PZPR-owską. A zatem z kim chce pan być razem? - Chcę być razem ze wszystkimi. Cieszę się nawet, że to słowo teraz jest przez Grzegorza Napieralskiego wykorzystywane w kampanii wyborczej (chodzi o hasło wyborcze Napieralskiego "Razem zmienimy Polskę" - przyp. PAP). Cieszę się, że wziął to z naszej poprzedniej ulotki. Chcę, abyśmy byli razem, ale jest jeden warunek: w prawdzie. Musi to być w prawdzie. Gdyby generał Wojciech Jaruzelski powiedział prawdę, co się działo w stanie wojennym. Gdybyśmy usłyszeli od tych ludzi prawdę, ich pokajanie się, to chcę być z nimi razem. Ale niestety Okrągły Stół tę prawdę ukrył, przysypał. Być razem w kłamstwie, razem kłamać - to wstyd. Pan często mówi o prawdzie. Ona jest dla pana bardzo ważna... - Jest bardzo ważna, to podstawowa wartość naszej cywilizacji. Jestem człowiekiem nauki i wiem, że bez prawdy nie ma żadnej przyszłości dla świata. Często w wywiadach czy choćby spocie mówi pan, że chce "przywrócić wartość i wagę prawdy". Myśli Pan, że jest jakaś jedna prawda choćby o Okrągłym Stole? - Pani zahacza o bardzo głębokie kwestie. Czy istnieje jedna prawda? Oczywista prawda o zbrodniczości komunizmu istnieje. Mogę przyjąć różne argumenty, ale nie mówienie, że gen. Jaruzelski nas ocalił przed interwencją sowiecką, bo on sam był wykonawcą moskiewskich zamiarów. Albo mówienie o Okrągłym Stole, że to było porozumienie na niepodległość. Czy takie kłamstwa mają dominować w przestrzeni publicznej? W swoim spocie wyborczym mówi pan, że Kornel Morawiecki to ciekawy człowiek. Nie znalazł pan nikogo, kto powiedziałby tak o panu? - Myślę, że mógłbym znaleźć, może za mało szukałem. Jaką ma pan wizję prezydentury? - Prezydent ma uosabiać majestat, powagę Rzeczypospolitej jako rzeczywistości historycznej, dziejowej, wielopokoleniowej. Rzeczywistości przyszłej, obecnej i przyszłej. Drugie to inspiracja i poprawa ustroju Polski, jej miejsce w Europie i świecie. Najważniejsi politycy europejscy, a prezydent Polski należy do takich, powinni proponować jakąś własną oryginalną wizję Europy i jakąś koncepcję przyszłości. W ostatnich 20 latach żadnej takiej próby nie zauważyłem. W pana kampanii nie widać rodziny? Czy rodzina wspiera pana? - Częściowo. Najstarsza córka zbierała na mnie podpisy. Syn Mateusz odradzał mi udział w wyborach, ale zmienił zdanie, gdy zebraliśmy podpisy. Córka Marta w sytuacji po katastrofie smoleńskiej krytykowała mój start. Żona i córka w Londynie też mają wątpliwości. Najmłodszy syn mnie wspiera. W rodzinie łączą nas głębsze rzeczy od poglądów na mój start w wyborach. Co lubi robić Kornel Morawiecki w wolnych chwilach? - Lubię myśleć, czytać, rozmawiać. Lubię też długo pływać po dużej wodzie - jeziorze czy morzu. Coraz gorzej mi to wychodzi, bo brakuje mi czasu i siły. Ale gdy wypływam daleko, między niebem a wodą czuję się oczyszczony. A po wyborach? - To będzie zależało od wyniku. Chciałbym zdobyć na tyle zaufanie społeczne, aby ten kierunek, który reprezentujemy - razem w prawdzie - pociągnąć społecznie i politycznie. Wykorzystać w kolejnych demokratycznych zmaganiach o Polskę. Myśli pan o założeniu partii? - Myślę o takim ruchu, kierunku. A do jakiego elektoratu chcecie się zwrócić? - Kluczem do przyszłości Polski jest najmłodsze pokolenie, które jest w bardzo trudnej sytuacji społecznej, ekonomicznej, ale i w wielkim zamęcie moralnym. Wmówiono im, że najważniejszy jest sukces osobisty. Co ma pan tym młodym ludziom do zaproponowania? - Chcę ich przekonać, że - jak pisał nasz wieszcz - "w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele". Bo zbiorowe zwycięstwo, wspólne dźwiganie brzemion to konieczny warunek indywidualnego powodzenia. Dla młodych, którzy nie mogą znaleźć pracy, co staje się teraz główną społeczną plagą, wprowadziłbym nową formę zatrudnienia. Dalsze kształcenie się, przez co będą i siebie, i całą społeczność podnosić wzwyż. Czy pan nie próbuje przywoływać czasów Solidarności Walczącej? Czy udział w wyborach prezydenckich nie jest czasem próbą wskrzeszenia tamtych emocji, nadziei i przede wszystkim energii? - Z Solidarności Walczącej, z moich kolegów, z którymi razem tworzyliśmy tę organizację, jestem dumny. Ale tamtej podziemnej rzeczywistości naprawdę mi nie brakuje, to było męczące. Cieszę się, że nie musimy teraz być w konspiracji, możemy prowadzić otwartą kampanię wyborczą. A martwi mnie, że ta kampania wyborcza jest tak mało demokratyczna, że media tak ustawiły scenę polityczną, że ludzie muszą wybierać negatywnie, jedni chcą głosować na Komorowskiego, żeby nie wygrał Kaczyński, a drudzy na Kaczyńskiego, żeby nie wygrał Komorowski. Dziękuję za rozmowę.