Jak przypomniał premier w rozmowie z "Rzeczpospolitą", szczyt nie odbędzie się ze względu na obraźliwe wobec Polski wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Izraela. "W polityce, jak w życiu trzeba się szanować. Odbędą się spotkania bilateralne, bo w czasie gdy rozpętała się burza po słowach izraelskiego ministra, nasi partnerzy byli już w drodze do Jerozolimy" - mówił Morawiecki. W niedzielę Katz (szef izraelskiego MSZ), odnosząc się do słów przypisanych przez media izraelskie premierowi Benjaminowi Netanjahu, stwierdził: "Nasz premier wyraził się jasno. Sam jestem synem ocalonych z Holokaustu. Jak każdy Izraelczyk i Żyd mogę powiedzieć: nie zapomnimy i nie przebaczymy. Było wielu Polaków, którzy kolaborowali z nazistami i - tak jak powiedział Icchak Szamir (b. premier Izraela - PAP), któremu Polacy zamordowali ojca, 'Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki'. I nikt nie będzie nam mówił, jak mamy się wyrażać i jak pamiętać naszych poległych". Po tej wypowiedzi premier Mateusz Morawiecki odwołał wyjazd polskiej delegacji na szczyt V4 do Izraela. Wyjaśnił, że podjął taką decyzję, ponieważ sformułowania, które padły z ust powołanego na ministra spraw zagranicznych Israela Katza, "są absolutnie niedopuszczalne". Premier w wywiadzie był pytany również, czy to był dobry pomysł organizować szczyt V4 w Izraelu, kiedy trwa tam kampania wyborcza. Szef rządu zwrócił uwagę, że ta data została wyznaczona "wiele miesięcy temu, a wybory w Izraelu zostały ogłoszone ad hoc dopiero pod koniec grudnia". "Deklaracja polsko-izraelska fundamentalnym dokumentem" Morawiecki w rozmowie odniósł się także do deklaracji premierów Polski i Izraela z czerwca zeszłego roku i jej aktualności. "Teraz widzimy, jak fundamentalnym dokumentem jest ubiegłoroczna deklaracja polsko-izraelska. Podczas rozmowy z premierem Netanjahu w niedzielę potwierdziliśmy, że jest ona wiążąca i dla obu krajów ma duże znaczenie. Wyznacza granice, których żadna ze stron nie powinna przekraczać. Pozytywne dla Polski są również reakcje wielu organizacji żydowskich, jak choćby poniedziałkowe oświadczenie AJC - American Jewish Committee" - stwierdził premier. Na uwagę, że to co powiedział Katz przekroczyło deklarację z czerwca, a rząd izraelski nie zareagował premier przypomniał, że "problem pojawił się, gdy niefortunną wypowiedź premiera Netanjahu podczas zamkniętego spotkania z mediami jedno z izraelskich mediów wyostrzyło i nadało tej wypowiedzi szkodliwą narrację". "Na tym etapie widziałem jednak szansę na obecność ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza na szczycie w Jerozolimie, bo widzieliśmy próbę wyjaśnienia całej sprawy przez władze Izraela. Jednak niedopuszczalna wypowiedź nowego szefa izraelskiego MSZ stworzyła nową sytuację, uniemożliwiając w praktyce udział przedstawicieli Polski. Dbanie o dobre imię Polski uważam za jeden z fundamentalnych naszych obowiązków" - podkreślił premier. "Boksujemy w wyższej randzie" Morawiecki ocenił, że nie widzi zagrożenia, by obecny kryzys w relacjach z Izraelem pogorszył relacje obu krajów na całe dziesięciolecia, czy pokolenia. "Polska jest coraz silniejszym krajem. Konferencja bliskowschodnia jest sygnałem, że boksujemy - stosując porównanie sportowe - w wyższej randze. Oczywiście tam też można zostać uderzonym. Ale nie ma nic za darmo, bez ryzyka. Są natomiast ewidentne korzyści, bo nie tylko przyczyniamy się do zmniejszania napięć na Bliskim Wschodzie w kontekście wyzwań związanych z migracjami, ale również przez wzmocnienie relacji z Amerykanami doprowadzamy do zwiększenia obecności NATO i USA na terytorium naszego kraju" - mówił Morawiecki. "To wydatnie poprawia bezpieczeństwo Polski" - podsumował premier. Cała rozmowa w "Rzeczpospolitej".