Za średnią 5,0 z egzaminu z wuefu wojacy mogli liczyć na tysiąc złotych nagrody. Szef Sztabu Generalnego gen. Franciszek Gągor pokrzyżował im plany i przełożył test z jesieni tego roku na wiosnę przyszłego. Oficjalnie powodem jest opracowywana właśnie zmiana zasad przeprowadzania egzaminu, które mają wejść w życie 1 stycznia. Po jednostkach poszła jednak fama, że chodzi o oszczędności. I to niemałe: co najmniej 8 mln zł. W zeszłym roku średnią 5,0 uzyskało około 8 tys. żołnierzy. - Można się spodziewać, że w tym roku byłoby ich jeszcze więcej, bo z roku na rok są coraz lepsi - mówi "Polsce" płk Michał Bułkin, który odpowiada za wychowanie fizyczne w Sztabie Generalnym. Żołnierze czują się oszukani. W 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim nagrody dostało rok temu 150 osób. Dla pilotów 32. Bazy Lotniczej w Łasku te dodatkowe pieniądze były wyczekiwanym dodatkiem do pensji. - Zarabiam dobrze, bo kilka tysięcy złotych - mówi jeden z pilotów. - Jednak to zawsze były dodatkowe pieniądze przed końcem roku, które można było wykorzystać na ekstra zakup lub wyjazd. W sprawie oszczędności MON nabiera wody w usta. - Ani ministra Klicha, ani jego rzecznika nie ma w kraju i nie mamy z nimi kontaktu - usłyszała "Polska" w biurze prasowym MON. Egzekwowanie wyników sprawdzianu z wychowania fizycznego rozpoczął Radosław Sikorski, który kierował MON w rządzie PiS. Piotr Paszkowski, ówczesny rzecznik resortu, nie chce komentować dzisiejszej polityki. - Nagrody nie były bardzo znaczącym punktem budżetu MON - mówi tylko Paszkowski. Zanim wprowadzono nagrody, żołnierze unikali egzaminów sprawnościowych. Uciekali na zwolnienia lekarskie lub na urlop. Przed dwoma laty np. w woj. łódzkim egzamin ominęło 25 proc. żołnierzy. - Nagrody pieniężne motywują, ale przypominam, że jeśli żołnierz w ciągu dwóch lat będzie miał oceny niedostateczne z wuefu, to musi pożegnać się ze służbą - ostrzega płk Bułkin.