W skład jednego zestawu wchodzą cztery statki latające i dwie naziemne stacje kontroli lotów. Ostatnim etapem postępowania była przeprowadzona w poniedziałek przed południem, trwająca półtorej godziny, aukcja elektroniczna. Umowa z wybranym producentem ma zostać podpisana do połowy lutego. Jeden zestaw ma zostać dostarczony do Afganistanu, drugi będzie służył do szkolenia w kraju - żołnierze mają się ćwiczyć w używaniu dokładnie takiego samego sprzętu, jaki będą obsługiwać na misji. Spośród ofert trzech firm izraelskich - Israeli Aerospace Industries (IAI), Elbit i Aeronautics Defense System, MON wybrało tę ostatnią z systemem Aerostar. Klich podkreślał oszczędności, dokonane zwłaszcza w ostatniej fazie przetargu. Początkowo MON planowało na bezzałogowce średniego zasięgu wydać 186 mln zł, a cena zwycięskiej oferty wynosiła początkowo 144 mln zł. Aukcja Elbitu zatrzymała się na poziomie 122 mln zł, oferta IAI została odrzucona ze względów formalnych i merytorycznych. Dyrektor departamentu zaopatrywania sił zbrojnych płk Jerzy Pikuła zwrócił uwagę, że w aukcjach z reguły w ostatnim momencie "dochodzi do prawdziwej gry finansowej". - Mam nadzieję, że dostawca wywiąże się ze zobowiązań i w ciągu siedmiu miesięcy od podpisania umowy dostarczy nam dwa zestawy z pełną logistyką oraz zestawem części zamiennych, i na jesieni tego roku te dwa zestawy będą mogły służyć - jeden w Afganistanie, drugi do celów szkoleniowych na terenie Polski - powiedział Klich. Przypomniał, że wybrane zestawy nie będą jedynymi urządzeniami tej klasy dla wojska w Afganistanie. Pierwsze dwa bezpilotowce typu Predator, wypożyczone od Amerykanów, kontyngent będzie wykorzystywać od kwietnia. Dotychczas polskie wojsko dysponowało jedynie statkami bezpilotowcami krótkiego zasięgu - zestawami Orbiter, produkowanymi także przez Aeronautics. Wiceminister Marcin Idzik zapewnił, że fakt używania Orbiterów nie miał znaczenia dla wyboru bezzałogowych statków latających średniego zasięgu, ponieważ to "zupełnie inny produkt, przeznaczony do innych celów". Podkreślił, że przy wyborze kierowano się nie tylko ceną zestawu, ale i kosztami eksploatacji w ciągu 20 lat. Wiceminister poinformował, że testy pełnego zestawu będą przeprowadzone w Afganistanie, a w razie niespełnienia wymagań technicznych MON ma prawo do odszkodowania i odstąpienia od umowy. Zdaniem Klicha zakup był niezbędny, ponieważ "cały świat idzie w kierunku rozpoznania także na większe odległości, Polska musi się również rozwijać w tym kierunku". - Traktujemy ten zakup jako kolejny krok w wyposażaniu naszych sił zbrojnych w bsr (bezzałogowy samolot rozpoznawczy - red.) średniego zasięgu, a zatem wzmacnianie zdolności rozpoznawczych także na terenie kraju - powiedział. Przypomniał, że bezzałogowe samoloty rozpoznawcze tej klasy to jeden z pięciu głównych programów modernizacyjnych nakreślonych do roku 2018. Klich poinformował także, że do końca bieżącego tygodnia MON planuje zakończyć rozmowy z potencjalnym dostawcą pięciu śmigłowców Mi-17, które mają być dostarczone do końca tego roku. Do końcowych rozmów MON wybrało firmę Metalexport-S. Jak powiedział Idzik, w postępowaniu uczestniczyły także Bumar i MAW Telecom, jednak Bumar odstąpił od złożenia ostatecznej oferty, a firma MAW Telecom proponowała śmigłowce fabrycznie nowe, co odsuwało termin dostawy do marca przyszłego roku - co nie odpowiadało oczekiwaniom resortu. Klich powiedział, że zakup kolejnych śmigłowców transportowych Mi-17 "to nie tylko jedyna w tym roku, ale ostatnia partia śmigłowców produkcji nazwijmy to poradzieckiej", a zakup podyktowała pilna potrzeba. - Wszystkie nowe śmigłowce będą śmigłowcami nowej generacji i innej produkcji. To ostatni zakup poradzieckiej techniki wojskowej, na który się zdecydowałem - powiedział. Dodał, że także przy zakupie śmigłowców oczekuje "radykalnego obniżenia ceny, którą Metalexport zaproponował". - Bez takiego radykalnego obniżenia ceny nie będzie mojej akceptacji dla tej oferty - zapowiedział. - Będziemy żyłować znacznie bardziej niż to było robione przez moich poprzedników. I to będziemy żyłować znacznie. Nie zgodzę się, by skarb państwa był naciągany dlatego, że mamy pilną potrzebę operacyjną. Ja jestem z Krakowa, pan minister jest z Chrzanowa, Małopolska słynie ze skąpstwa i tak będzie dalej - zapewnił Klich.