MON w ten sposób chce udowodnić, że zrobiono wszystko, by o tragedii szybko poinformować prezydenta. - Dyżurna służba operacyjna jest odpowiedzialna za wiele czynności związanych z tą tragiczną historią. Oficer postępuje z instrukcją. W instrukcji ma zapisane numery telefonów i kierując się instrukcją wykonuje po kolei te telefony - mówi płk Cezary Siemion z ministerstwa obrony. Według pułkownika Romana Polko, wiceszefa BBN, to minister obrony powinien sam dopilnować, żeby prezydent dowiedział się jak najszybciej o śmierci oficerów: "Kiedy ma miejsce tak tragiczne zdarzenie, jak wypadek CASY, gdzie ginie 20 pilotów, to informacje o tego typu zdarzeniach przekazuje się prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, bezpośrednio, bez szukania dodatkowych ogniw". MON odpowiada z kolei, że to samo Biuro prosiło, by to przez jego oficerów informować prezydenta o nadzwyczajnych sytuacjach.