MON ujawniło raporty komisji badania wypadków lotniczych nt. obu katastrof (są one dostępne na stronie internetowej resortu). - W obu przypadkach zawinił człowiek - powiedział po prezentacji raportów szef MON Bogdan Klich. - W przypadku Bryzy mamy do czynienia z nonszalancją, ale też z pewną rutyną, która bardzo źle kończy się w powietrzu - dodał minister. Podkreślił, że w przypadku śmigłowca jego dowódca "świadomie naruszył warunki swego zadania". Klich oświadczył, że o winie rozstrzygnie ostatecznie prokuratura i sąd. Zwrócił uwagę, że ujawnione raporty niczego nie ukrywają. Do katastrofy śmigłowca Mi-24D z 49. Pułku Śmigłowców Bojowych z Pruszcza Gdańskiego doszło 27 lutego na poligonie pod Toruniem podczas nocnego szkolenia w strzelaniu do celów naziemnych na potrzeby misji w Afganistanie. Zginął drugi pilot, por. Robert Wagner, a pierwszy pilot i technik pokładowy zostali ranni. Komisja ustaliła, że przyczyną katastrofy były błędy dowódcy maszyny, który leciał za nisko. Według raportu, w pewnym momencie lotu dowódca, który nie widział celu naziemnego, wypowiedział słowa: "No i ch...", co - zdaniem raportu - "może świadczyć, że coś nie poszło po jego myśli lub zaskoczyło go". Wtedy dowódca - by odnaleźć cel - zniżył lot z "dużą prędkością opadania, nie rejestrując tego faktu". Skoncentrował się on bowiem na poszukiwaniach celu, obserwując przestrzeń poza kabiną, nie kontrolował zaś położenia maszyny według przyrządów pilotażowych - stwierdza raport. Gdy na 23 m nad ziemią zadziałała sygnalizacja tzw. niebezpiecznej wysokości, dowódca maszyny usiłował przeciwdziałać temu, zwiększając skok wirnika, co nie uchroniło go jednak przed zderzeniem z drzewami. Komisja nie wykluczyła, że dowódca wykonywał lot w goglach noktowizyjnych, co "zdecydowanie utrudniło" pilotowanie śmigłowca nieprzystosowanego do lotów w noktowizji. Według komisji, dowódca mógł przypuszczać, że gogle te ułatwią mu odnalezienie celu - on sam zaprzeczał, by je założył. W konkluzji komisja stwierdziła, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było "nieprawidłowe rozłożenie uwagi przez dowódcę podczas wzrokowego poszukiwania celu naziemnego, co (...) doprowadziło do niekontrolowanego zniżania śmigłowca, na co nie zareagowali pozostali członkowie załogi". Ponadto komisja ustaliła inne nieprawidłowości, takie jak np. brak współpracy załogi, nieodpowiedni nadzór, niewłaściwe zabezpieczenie meteorologiczne. Klich dodał, że dowódca "świadomie naruszył warunki swego zadania". Minister odwołał go z pełnionej funkcji i przeniósł do rezerwy MON. Katastrofa samolotu Marynarki Wojennej Bryza An-28 wydarzyła się 31 marca na lotnisku w Gdyni-Babich Dołach, gdy piloci ćwiczyli awaryjne lądowanie na jednym silniku. Zginęli wszyscy na pokładzie: kmdr por. Roman Berski, kmdr ppor. Marek Sztabiński, kpt. Przemysław Dudzik oraz st. chorąży sztabowy Ireneusz Rajewski. Komisja ustaliła, że powodem tragedii były "niewłaściwe działania załogi podczas podejścia do lądowania z jednym pracującym silnikiem w sytuacji po wypuszczeniu klap w położenie PEŁNE". Według komisji, "takie położenie spowodowało zmniejszenie prędkości i wysokości lotu"; w tej skomplikowanej sytuacji decyzja o powtórzeniu podejścia do lądowania oraz "dalsze niewłaściwe poprawianie błędów" przyczyniły się do zaczepienia skrzydłem o wierzchołki drzew. Komisja podkreśliła, że do katastrofy przyczyniła się też "niewłaściwa reakcja instruktora na popełniane przez szkolonego błędy" - zdaniem komisji w tej sytuacji powinien on przejąć stery od szkolonego pilota. Ponadto była "niewłaściwa współpraca załogi w kabinie w końcowej fazie lotu", a instruktor miał "bardzo małe doświadczenie". Klich dodał, że przy sprawie Bryzy komisja dostrzegła "nieprawidłowości w szkoleniu". Minister polecił szefowi Sztabu Generalnego WP wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec wszystkich, którzy mogli mieć "pośredni wpływ" na obie katastrofy. W Sztabie działają już dwie komisje - jedna skontroluje i oceni dowództwa i jednostki lotnicze co do prawidłowości szkoleń, a druga oceni odpowiedzialność osób funkcyjnych za nieprawidłowości, które mogły mieć wpływ na katastrofy. Klich zapowiedział, że oszczędności w resorcie nie będą dotyczyć liczby wylatanych godzin. Cały personel latający ma być zapoznany z ustaleniami komisji.