Miałem wtedy około 3-4 lata - mówi Jerzy Miller, wojewoda małopolski. - Byłem na tyle mały, że mogłem zmieścić się pod łóżko. Jako dziecko zawsze najbardziej czekałem na prezenty. Byłem bardzo ciekaw, kto je zostawia pod choinką. Tata mówił, że aniołek, który wchodzi oknem. Bardzo chciałem zobaczyć tego aniołka. Schowałem się więc w Wigilię pod łóżkiem i czekałem... Niestety, zamiast niego zobaczyłem nogi babci! Choinka spod ratusza Wojewoda Wigilię co roku spędza w domu rodzinnym: Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. To dla mnie bardzo rodzinny czas, który należy poświęcić najbliższym. Co roku mamy obowiązkowo 12 potraw, które zawsze przygotowuje mama. Jest oczywiście karp, czerwony barszcz z uszkami oraz kompot z suszu. Choinkę również ubiera dziś mama. Kiedyś robiłem to ja. Pamiętam, jak zawsze jeździliśmy z tatą po świeże drzewko na Rynek Główny pod Ratusz. Wtedy było to miejsce, gdzie sprzedawano choinki. U nas w domu choinkę zawsze ubierało się w południe w Wigilię. Nie było tak jak dziś, że święta zaczynają się w marketach już w listopadzie. W jego domu choinka musi być żywa. Żeby jak najdłużej nie usychała, ustawiamy pod nią słój z wodą. Nieodłącznym elementem wigilii jest oczywiście karp. Dawniej kupowaliśmy żywego. Przed laty oprawiał go tata. Dziś kupujemy już wypatroszonego. O północy chodzimy na pasterkę do Katedry Wawelskiej. Ale nie zawsze. Czasem odwiedzamy też kościół parafialny. W Danii po polsku Czesław Mozil, który kilka miesięcy temu przeprowadził się do Krakowa, ostatnio sporo pracował: Nie będę ukrywał, że jadę na gotowe. Ominęła mnie atmosfera stresującego i gorączkowego sprzątania, połączonego z wyczekiwaniem. Cały czas byłem w trasie koncertowej. Dopiero wczoraj zrobiłem shoping prezentowy, a prawdziwy nastrój dopadnie mnie jak będziemy z ojcem mielić mak na kutię i okupować kuchnię. W naszym domu np. lepienie uszek to męska sprawa. Nie lubię siedzenia w kuchni, ale przemogę się. Święta, mimo że w Kopenhadze, gdzie mieszka moja rodzina, zawsze są tradycyjne, polskie. Największym prezentem jest spokój, czas odpoczynku. Nie wierzyłem nigdy w św. Mikołaja, ale teraz, gdy mam 29 lat, bardzo chciałbym, żeby istniał, bo to cudowna postać. Poprosiłbym w liście oczywiście o zdrowie i kreatywność. Kreatywności nigdy za wiele. Karp pana domu Do domu Nelli i Jana Rokitów przynosi się już martwego karpia: - To dlatego, że u nas w domu się nie zabija - podkreśla Jan. Mimo że ich kuchnia jest wielonarodowościowa (Nelli jest z pochodzenia Niemką, urodzoną w Czelabińsku na Syberii, wychowaną w Kirgistanie, a następnie w Hanowerze), wigilię mają polską, tradycyjną: - Zaczynamy od karpia "po żydowsku" czyli na słodko w galarecie, którego przyrządzam osobiście - mówi Rokita. Na stole pojawiają się też barszcz z uszkami, kutia, smażona ryba - w sumie osiem dań. - No i kompot z suszonych śliwek. Może nie za bardzo za nim przepadam, ale to przecież tradycja - dodaje. Tradycyjnie też po wigilijnej kolacji śpiewają kolędy, a potem - obowiązkowo - udają się na pasterkę. Prezenty dzień później Aktorka Magdalena Walach wspomina, że w jej rodzinnym domu prezenty otwierało się dopiero w pierwszy dzień świąt rano. - Dzięki temu udało się rozdzielić religijną atmosferę wigilii od dziecięcej chęci na prezenty - mówi aktorka. - Pamiętam te pełne napięcia i oczekiwania noce, kiedy nie mogłam zasnąć zastanawiając się, co znajdę rano pod choinką. I oczywiście wielką radość w świąteczny poranek. Ten sposób obdarowywania się tak mi przypadł do gustu, że wprowadziłam go również w moim aktualnym domu. Autorzy: Ewelina Zambrzycka, Katarzyna Ponikowska, Jerzy Kłeczek, Agata Grylewicz