Czy pani mąż będzie ambasadorem? A jakiego kraju? Nie wiem, myślałam, że pani mi powie. Myślałam, że mąż z panią o tym rozmawiał. Nie, mąż o tym ze mną nie rozmawiał. Myślę, że i może być tymi rewelacjami zaskoczony. To skąd pani o tym wie? Przeczytałam rano na pasku w telewizji. I co? Do teraz mam uśmiech na twarzy. Donald Tusk wreszcie przypomniał sobie o Janie Rokicie. To miłe, że szuka posady dla mojego męża. Naprawdę wesoły premier, wesoły żart. Ale szczerze powiem... wątpię, aby mój mąż zechciał być ambasadorem. Nie umniejszam zasług żadnego ambasadora, ale myślę, że potrzebne są do tego odpowiednie kwalifikacje, a nie wydaje mi się, aby mój mąż je miał. Trzeba znać kulturę danego kraju, dużo o nim wiedzieć. Znam przypadek dziennikarza telewizyjnego, który został ambasadorem. To znaczy, wystarczy znać język i mieć studia? Chyba tak... Ale gdyby tak się zdarzyło, że mąż rzeczywiście zostanie ambasadorem, czy pani za nim pojedzie? Nie, ja chcę być w Polsce. Polska może odegrać potężną rolę. Poza tym uważam, że bycie posłem to wyróżnienie. Wybrali mnie ludzie i gdybym teraz wyjechała, to byłoby nieuczciwe. Ludzie plotkują, że to, że pani tu, a on tam, byłoby naturalne, bo państwa małżeństwo i tak się rozpada. To prywatna sprawa i nie będę tych rewelacji komentować. Ale powiem: ludzie z Platformy Obywatelskiej od dawna chcą, by nasz związek się rozpadł. Więc może ta propozycja bycia ambasadorem wcale nie wyszła ze szczerego serca, a jest planem?