Minister kultury Bogdan Zdrojewski powiedział w piątek dziennikarzom w Sejmie, że "to ministerstwo kultury zaproponowało niepodpisywanie określonego porozumienia pomiędzy podmiotami zewnętrznymi". "Efektem naszej pracy było zablokowanie możliwości powstania porozumienia pomiędzy podmiotami zewnętrznymi, które umawiały się co do tego, że w sposób dobrowolny będą mogły ingerować, gdy nastąpi naruszanie przepisów prawa" - tłumaczył Zdrojewski. Szef resortu kultury nie zgodził się z sugestią, że jego ministerstwo włączyło się w debatę dopiero po interwencji GIODO. Przyznał jednak, że generalny inspektor ochrony danych osobowych negatywnie opiniował powstające porozumienie. Pytany o to, kto był autorem inicjatywy, by takie porozumienie powstało powiedział, że nie wie tego dokładnie. - Natomiast w obrębie ministerstwa odbyła się tylko i wyłącznie debata na ten temat. W wyniku tej debaty zablokowaliśmy możliwość powstania takiego porozumienia - zauważył Zdrojewski. Stanowisko Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w sprawie "Porozumienia o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym" zostało rozdane w Sejmie dziennikarzom przez przedstawicieli resortu. Resort zdecydowanie w nim zaprzecza, jakoby był autorem porozumienia. Ministerstwo zwraca też uwagę, że "nie namawiało do podpisania porozumienia ani nie wypracowało żadnych dokumentów, które odnoszą się do przygotowania oraz negocjacji projektu porozumienia". O przygotowywanym porozumieniu media donosiły już w październiku ub.r. Dziś sprawę przypomniał portal tvn24.pl. "Dane o internautach miały być gromadzone przez dostawców internetu i przekazywane bez żadnej kontroli prywatnym organizacjom. Takie zapisy zawierało porozumienie przygotowywane dyskretnie pod patronatem ministra Bogdana Zdrojewskiego. O pracach nad tymi przepisami przez przypadek dowiedział się Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Interweniował stwierdzając, że dokument jest bezprawny. Prace wstrzymano. Gdyby porozumienie weszło w życie, jego przepisy byłby bardziej drastyczne niż oprotestowana ACTA" - napisał tvn24.pl. W artykule napisano też, że "z dokumentu wynika, że przekazywanie danych odbywałoby się bez postanowienia sądu. To, czy ktoś naruszył prawa autorskie, oceniałyby prywatne firmy i organizacje". Tvn24.pl napisał, że dokument powstał w ramach Grupy Internet działającej przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego: "Grupa ta, to część zespołu ds. przeciwdziałania naruszeniom prawa autorskiego i praw pokrewnych przy Prezesie Rady Ministrów. W jego skład wchodzą m.in. przedstawiciele innych ministerstw, policji, straży granicznej, organizacji zbiorowego zarządzania (takich jak np. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS), izb gospodarczych skupiających dostawców internetu (Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB i Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji)". Niektóre organizacje, np. Panoptykon, zarzucały już w październiku twórcom porozumienia, że chcą walczyć z piractwem niezgodnie z prawem. Wskazywały m.in., że projektowany zapis o przekazywaniu informacji o naruszeniach praw autorskich w internecie zobowiązywałby dostawców usług internetowych lub dzierżawców łączy do przekazywania chronionych prawnie danych osobowych internautów organizacjom zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Z kolei przedstawiciele wydawców prasy: prezes Stowarzyszenia Wydawców Repropol Maciej Hoffman i koordynator ds. Europejskich Izby Wydawców Prasy Jacek Wojtaś pisali wówczas w oświadczeniu, że "nie było mowy o przekazywaniu jakichkolwiek danych osobowych komukolwiek - to dostawca usług internetowych, tak czy owak posiadający te dane i nimi administrujący, miał ewentualnie kontaktować się z użytkownikiem i dać mu możliwość ustosunkowania się do zarzutu potencjalnego naruszenia prawa. W ostatecznej wersji projektu zrezygnowano wprawdzie z tego zapisu" - tłumaczyli autorzy pisma. Ministerstwo kultury zaprzeczało wtedy doniesieniom, że w przygotowywanym porozumieniu o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony własności intelektualnej znajdzie się zobowiązanie do przekazywania danych osobowych internautów. "Żadne sformułowanie projektu porozumienia nie zakłada przekazywania danych osobowych użytkowników internetu organizacjom zbiorowego zarządzania" - napisało w oświadczeniu centrum informacyjne resortu kultury. Stwierdzono w nim, że tekst projektu porozumienia nie zawiera "nawet sugestii do takiego działania". "Chodziło jedynie o zabezpieczenie niezbędnych do identyfikacji sprawcy informacji, przekazywanych następnie na wniosek uprawnionym organom ścigania (policji, prokuraturze) w przypadku ewentualnego wszczęcia dochodzenia" - zauważyło wtedy ministerstwo. Jak podkreślało ministerstwo, idea stworzenia porozumienia wypłynęła od środowisk związanych z ochroną praw własności intelektualnej i zainteresowanych przedsiębiorców internetowych. Jednym z jej pomysłodawców - według resortu - była właśnie Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji (PIIT); prace prowadzono od 2009 roku.