"Dementujemy doniesienia medialne. W sprawie Bartłomieja Misiewicza nic się nie zmieniło. Rzecznik przebywa na urlopie" - można przeczytać we wpisie opublikowanym przez MON. Z kolei radio RMF FM twierdzi, że decyzje w sprawie już zapadły. Jak dowiedzieli się nieoficjalnie dziennikarze radia RMF FM, na odwołanie Misiewicza naciskali niemal wszyscy. W ciągu ostatnich dni w ministerstwie obrony miała interweniować nie tylko szefowa gabinetu premiera, minister Elżbieta Witek, ale także sama Beata Szydło oraz Jarosław Kaczyński. I to zapewne naciski tego ostatniego przeważyły szalę i Antoni Macierewicz musiał ustąpić. - Uważam, że limit przypadków pana Misiewicza został wyczerpany. One szkodzą nam wizerunkowo. Są zupełnie niepotrzebne - mówił tuż po godzinie 8:00 marszałek Senatu Stanisław Karczewski w Porannej rozmowie w radiu RMF FM. - Misiewicz jest takim tematem dyżurnym - stwierdził Karczewski. Co dalej z Bartłomiejem Misiewiczem, tego nie wiadomo. Może okazać się, że szef MON Antoni Macierewicz zostawi go na jakimś mniej eksponowanym stanowisku - informuje RMF FM. Konsekwencje głośnej podróży limuzyną Przypomnijmy, że Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało w sobotę, że rzecznik resortu Bartłomiej Misiewicz przebywa na urlopie. W pełnieniu obowiązków szefa gabinetu politycznego zastąpił go Krzysztof Łączyński. Wiadomo też, że o rzeczniku MON z ministrem Macierewiczem rozmawiała premier Szydło. "Pan minister wie, co zrobić w tej sprawie, są określone ustalenia. Czekamy. Tutaj akurat polityka kadrowa, jeśli chodzi o ministerstwa, leży po stronie szefów tych resortów" - deklarował rzecznik rządu Rafał Bochenek. Decyzje, które zapadły w sprawie Bartłomieja Misiewicza, mają n.in. związek z publikacją dziennika "Fakt". Gazeta podała, że Bartłomiej Misiewicz miał wykorzystać służbowe auto, żeby pojechać na imprezę w jednym z białostockich klubów, w którym się potem bawił. Według publikacji prasowych, 19 stycznia Misiewicz miał przyjechać do klubu limuzyną, mimo że hotel, w którym mieszkał, znajduje się kilkaset metrów od klubu, a pokonanie tej trasy pieszo zajmuje kilka minut.