to człowiek, który jako wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie PiS-u zasłynął wysłaniem policjantów po "wieśmaki" dla Elżbiety Rafalskiej - wiceminister pracy i polityki społecznej, a jednocześnie jego koleżanki. Zresztą lista "grzechów" i "grzeszków" Surmacza jest dosyć długa. Wszystko zaczęło się jeszcze w czasach, gdy służył w Milicji Obywatelskiej. W 1984 r. kontrolerzy przyłapali go na kradzieży prądu. Został za to ukarany dyscyplinarnie. W wolnej już Polsce Surmacz weryfikował esbeków i zakładał w komendzie miejskiej związek zawodowy policjantów. Nie miał jednak szczęścia. W 1993 r. znów spadła na niego kara dyscyplinarna. Tym razem za odmowę wykonania polecenia wydanego przez zastępcę komendanta wojewódzkiego policji w Gorzowie. Poszło o nadawanie komunikatów związkowych ze służbowego faksu. Komendant twierdził, że został odepchnięty i znieważony. W 1996 r. komendant główny, generał Jerzy Stańczyk, usunął Surmacza z policji za polityczne zaangażowanie w prezydencką kampanię wyborczą Hanny Gronkiewicz-Waltz. Gdy w 2006 r. Surmacz został wiceszefem MSWiA, jego oczkiem głowie stała się reforma komendy głównej oraz tworzenie rządowego programu "Razem bezpieczniej". Ale pech go nie opuścił. Jego prawą ręką został dyrektor Tomasz Serafin. Kilka miesięcy później Serafina po nocnej libacji odwoził do domu w Siedlcach radiowóz z komisariatu kolejowego. W drodze powrotnej dwoje policjantów zginęło w wypadku drogowym. Surmacz bagatelizował zdarzenie i bronił Serafina. To doprowadziło do konfliktu z komendantem głównym Markiem Bieńkowskim. policji informował RMF FM. Surmacz przeszedł do kontrataku. Zagroził procesem. I znów miał pecha. Media dowiedziały się, że pod koniec listopada 2006 roku wiceszef MSWiA wysłał policjantów po hamburgery dla swojej koleżanki, Elżbiety Rafalskiej - wiceminister pracy i polityki społecznej. Funkcjonariusze musieli dostarczyć jedzenie do pociągu, którym jechała pani minister. Surmacz to także bohater innej opowieści. RMF FM rozsławił mściwość wiceministra, nagłaśniając jego konflikt z gorzowskim sądem okręgowym, który dwukrotnie skazał go za pomówienia. Surmacz słał donosy dotyczące tego, że w tym sądzie działa układ rodem z PRL-u. W związku z tym przeprowadzono kilka kompleksowych kontroli, które za każdym razem utrudniały pracę sędziów.