Jako powody dziury budżetowej spowodowanej niższymi niż zakładano wpływami do kasy państwowej, ministerstwo finansów podaje zbyt niską inflację, wysokie stopy procentowe i mocną pozycje złotego. Warszawski reporter RMF FM Ryszard Cebula rozmawiał z niezależnymi ekspertami. Pytał czy ich zdaniem uda się załatać tegoroczny budżet ograniczając wydatki o 7 mld złotych. Najbardziej dobitnie w tej kwestii wyraża się Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Smitha: "W moim przekonaniu nie można dokonać takich cięć w ogóle, bo budżet i tak jest napięty. Co rząd może obciąć? Nic nie obetnie". Zdaniem profesora Stanisława Gomułki, byłego doradcy ministrów finansów Balcerowicza i Bauca rząd zmniejszy tegoroczne wydatki, ale nie poprzez cięcia lecz przez przesunięcia wypłat na kolejny rok: "Tu chodzi w gruncie rzeczy o przesunięcia. To jest niestety zabieg z kategorii manipulacji". Takie działanie może jednak prowadzić do jeszcze większych kłopotów budżetowych w przyszłości co pociągnie np. silny wzrost inflacji. Wiedząc o takiej perspektywie rząd powinien raczej poważnie zastanowić się nad nowelizacja budżetu zamiast próbować takich fikcyjnych cięć. Nie należy jednak zapominać, że teraz mamy rok wyborczy i nie dobrze jest przyznawać się do błędów. - Nowelizacja jest niewygodna dla rządu, bo sankcjonuje fakt, że nastąpiła zasadnicza pomyłka przy przygotowywaniu ustawy budżetowej - mówi Gomółka. - To może być nawet w granicach 15 miliardów. Profesor Belka niedawno wspominał o sumie nawet do 20 miliardów.