"Polskie matrioszki" to pierwszy reportaż, który powstał w ramach działu projektów specjalnych Polsat News. Opowiada o działalności trzech partii, które nie kryją się ze swoją prorosyjską narracją, choć oficjalnie zapewniają, że są partiami propolskimi. Mowa o "Froncie" Krzysztofa Tołwińskiego, partii "Rodacy Kamraci" Wojciecha Olszańskiego oraz "Bezpiecznej Polsce" Leszka Sykulskiego. Jak przyznaje autor reportażu Jacek Smaruj, dotąd dużo mówiło się o prorosyjskich partiach w Polsce, ale nikt dogłębnie nie zbadał tego tematu. Jacek Smaruj chcąc poznać sposób myślenia i działania tych środowisk, wcielił się w postać osoby, która chciałaby do nich dołączyć. ZOBACZ CAŁY REPORTAŻ "POLSKIE MATRIOSZKI" "Polskie matrioszki", czyli miłośnicy Putina w Polsce. Co na to służby? Śledztwo dziennikarskie to jedno, ale jak do działalności tego typu środowisk podchodzą służby? Czy prowadzą monitoring ich aktywności i czy widzą w niej realne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa? Zapytaliśmy o to płk. Marka Utrackiego, byłego wiceszefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który wcześniej pracował także w Centrum Antyterrorystycznym ABW, które zajmuje się m.in. ekstremizmem. - Działalność środowisk takich jak Front pana Tołwińskiego, partie Leszka Sykulskiego czy Wojciecha Olszańskiego z całą pewnością nie jest traktowana przez służby jako niegroźny polityczny folklor. Mogę zapewnić, że w okresie mojego funkcjonowania w służbach specjalnych, ta działalność była monitorowana zarówno przez ABW, jak i po części SKW, które odpowiada za struktury wojskowe, a jak wiadomo wojsko jest emanacją tego, co się w społeczeństwie dzieje - przekonuje w rozmowie z Interią. - SKW miała z resztą spore sukcesy w tym względzie i żołnierze którzy propagowali tego typu narracje lub uczestniczyli w tego typu organizacjach byli identyfikowani i wydalani z armii, choć chcę podkreślić, że generalnie, proceder ten był na szczęście marginalny w Siłach Zbrojnych RP. Służby monitorują nawet małe i wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka nieistotne ruchy, bo te małe ruchy mogą prowadzić do groźnych zjawisk - dodaje. Na czym polega niebezpieczeństwo, związane z ich działalnością? Rozmówca Interii odwołuje się tu do historii. - Przed wojną też w Polsce aktywnie działały środowiska o profilu prorosyjskim (w wydaniu sowieckim) i tak się złożyło, że te właśnie środowiska najpierw w 1920 roku, a później w 1939 roku witały radośnie wkraczającą tu armię sowiecką. Warto mieć to na uwadze i polskie służby doskonale zdawały sobie z tego sprawę, że ci ludzie w momentach kryzysowych mogą stanowić zagrożenie dla państwa. Dlatego też aktywność służb specjalnych na kierunku prorosyjskich ruchów ekstremistycznych musi być bezwzględnie kontynuowana! - mówi płk Utracki. Zaostrzenie przepisów i ryzyko "wylania dziecka z kąpielą" Problem z działalnością partii, firmowanych przez Tołwińskiego, Olszańskiego czy Sykulskiego polega także na tym, że formalnie trudno udowodnić im łamanie prawa. Dziennikarz, zajmujący się kwestiami wschodnimi Zbigniew Parafianowicz mówi w reportażu, że istnienie tego typu politycznego folkloru, bo to wciąż marginalne zjawisko, to "koszt demokracji". - Można by zastanowić się nad zmianą w przepisach dotyczących partii politycznych i zakazać na przykład działalności, polegającej na wspieraniu działań wojennych państwa, które jest agresorem. Żeby uniknąć sytuacji, gdy ci ludzie swobodnie szerzą rosyjską propagandę, opowiadają niestworzone historie w internecie, śmiejąc się wszystkim w twarz. Przy czym warto pamiętać, że każda zmiana w przepisach jest obarczona pewnym ryzykiem, bo może prowadzić do zarzutów o cenzurowanie czy blokowanie działalności publicznej, więc trzeba tu działać ostrożnie - przyznaje płk Utracki. O ryzyku "wylania dziecka z kąpielą" przy okazji ewentualnego zaostrzenia przepisów mówi też Stanisław Żaryn, były pełnomocnik rządu ds. dezinformacji, obecnie doradca prezydenta. - W przypadku działalności środowisk, określanych jako prorosyjskie mamy dwie płaszczyzny. Pierwsza to potencjalne działania o charakterze agenturalnym i tu sprawa jest w miarę czytelna, bo jak w przypadku Mateusza Piskorskiego i jego partii Zmiana w grę wchodzą zarzuty szpiegostwa. Bardziej skomplikowana jest druga płaszczyzna, związana z szerzeniem jawnie prorosyjskich treści. Z punktu widzenia przepisów mamy cienką granicę między tym, co mieści się w ramach wolności słowa, a co jest działaniem na szkodę państwa - mówi Żaryn. Jego zdaniem działalność wpisująca się w sposób oddziaływania propagandy rosyjskiej powinna podlegać weryfikacji kontrwywiadowczej, trudno jednak mówić o odpowiedzialności prawnej, bo nie mamy narzędzi prawnych do ścigania takiej aktywności. - Mamy co prawda nowe regulacje, dotyczące zwalczania dezinformacji, ale by je zastosować muszą być spełnione dwie przesłanki: działania na zlecenie i w ramach współpracy z obcym wywiadem, co nie jest łatwe do udowodnienia - wskazuje. Z luki w przepisach chętnie korzystają partie, o których mowa. Ich liderzy oburzają się na sugestie, że są "prorosyjscy". W reportażu "Polskie matrioszki" wielokrotnie słyszymy z ich ust zapewnienia, że tworzą "partie propolskie". - Partie, o których mowa choć oficjalnie odżegnują się od prorosyjskości, to regularnie posługują się narracją, będącą kalką tego, co aktualnie promuje propaganda rosyjska czy białoruska. Wiadomo, że to nie jest przypadek, nawet jeśli bezpośrednie związki trudno jest udowodnić - komentuje płk Utracki. - Nie jest tak, że państwo nie widzi działań środowisk prorosyjskich. One zresztą w całej Europie Zachodniej działają wedle podobnego schematu - dodaje. I przypomina, że kiedy w 2014 rozpoczął się atak Rosji na Ukrainę, zakończony aneksją Krymu i części Donbasu, w wielu krajach obserwowaliśmy sojusze skrajnych środowisk politycznych już wtedy protestujących przeciwko wtrącaniu się państw Europy Zachodniej w "wewnętrzne sprawy Rosji". - U nas parę skrajnych grup połączyło się wtedy, tworząc partię Zmiana pod przewodnictwem Mateusza Piskorskiego. Co ciekawe, w jej skład weszli radykałowie z ruchów nacjonalistycznych jak i komunistycznych którzy zaledwie rok wcześniej obrzucali się kamieniami na manifestacjach z okazji Pierwszego Maja czy Dnia Niepodległości. Jak widać, różnice światopoglądowe nie były dla nich na tyle ważne, co poparcie dla FR. Później, również pandemia dała wiatru w żagle tego typu skrajnym organizacjom, napędzając do nich "antyszczepionkowców" - wylicza były wiceszef SKW. Służby nie działają od razu. "Czasem lepiej poczekać" I podkreśla, że zanim Mateusz Piskorski usłyszał zarzut szpiegostwa i trafił do aresztu, służby i prokuratura bacznie przyglądały się jego działalności. - Po prostu czasem lepiej poczekać z reakcją, ale nie jest tak, że jak czegoś nie widać, to służby nie pracują - zaznacza nasz rozmówca.Mówi też o pewnym paradoksie. - Często jest tak, że paradoksalnie służbom łatwiej jest kontrolować środowiska, działające legalnie. Bo nawet jeśli sądownie zdelegalizujemy jakąś partię, to jako środowisko ona nie zniknie. Nadal będzie tworzyć struktury, prowadzić działania, tylko będą one mniej widoczne, więc służby będą musiały angażować więcej sił i środków na monitorowanie tego - uważa. Stanisław Żaryn jest zdania, że najważniejsze, co państwo na bieżąco może robić, by przeciwdziałać wpływom prorosyjskich środowisk i szerzonej przez nich dezinformacji to edukacja społeczeństwa i profilaktyka, polegająca na nauce krytycznego myślenia w odniesieniu do pojawiających się w przestrzeni publicznej informacji. - Rosjanie coraz swobodniej poruszają się w świecie demokratycznych wartości, wykorzystując je przeciwko demokratycznym społeczeństwom. I będą to robić coraz częściej i niestety skuteczniej. Świat zachodni musi być przygotowany także do walki na tym odcinku - konkluduje rozmówca Interii. Kamila Baranowska ____ Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!