Konrad Piasecki: Czy wierzy Pan/Pani, że prezydent Kaczyński mógł zginąć w wyniku zamachu. Co by pan dzisiaj odpowiedział na to pytanie? Leszek Miller: - Dalej uważam, że to nie jest hipoteza prawdopodobna. Zdecydowanie tak, czy raczej tak? - Uważam na podstawie tych materiałów, tych dowodów z którymi mogłem się zapoznać jako polityk, działacz opozycyjny. Dopóki nie zostaną przedstawione takie, które mnie przekonają do innej hipotezy to będę trwał na swoim stanowisku. Dzisiejsze informacje "Rzeczpospolitej" trotyl na wraku tupolewa nie zmienia pańskiego zdania, pańskiej opinii? - Jestem głęboko tym poruszony tak jak i śmiercią chorążego. Uważam, że im szybciej zabiorą głos kompetentne władze tym lepiej. Przypominam sobie takie zdanie Pablo Nerudy "skończyła się burza, ale cisza po niej jest inna". Otóż na cisza po burzy smoleńskiej jest coraz bardziej inna, coraz bardziej niepokojąca. "Rzeczpospolita" pisze na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu lub nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skale. Brzmi poważnie. - Brzmi poważnie, ale myślę, że to bardzo łatwo wyświetlić. Czy to są ślady tak jak niektórzy piszą, które mają jeszcze praprzyczynę w walkach z czasów drugiej wojny światowej, czy to są ślady nowe. Nie sądzę, żeby to przekraczało możliwości aparatu śledczego. Problem jest tego typu, że nie po raz pierwszy pojawiają się sensacyjne wieści a prokurator generalny milczy i jego aparat milczą. I ze strony rządu też panuje milczenie. To otwiera drogę do rozmaitych spekulacji, bo jak czegoś nie ma to coś innego tą przestrzeń wypełnia. Pan rzecznik Graś dzisiaj o świcie mówił, że wie, że nic nie wie. I że nie wie nic o tym, czy premier cokolwiek wie. Może nie milczy tylko nic nie wie. - To niech rzecznik się lepiej nie odzywa niż odzywając się w ten sposób udowadnia że nic nie wie. Gdyby to była prawda, gdyby się okazało, że ten trotyl był, że na pokładzie tupolewa doszło do zamachu, byłby pan zszokowany ale i pełen skruchy? - Nie, byłbym zszokowany, ale w dalszym ciągu nie mógłbym sobie odpowiedzieć na pytanie po co miałby być ten zamach, w sytuacji kiedy prezydent Kaczyński nie stanowił żadnego zagrożenia dla władz Rosji i wtedy, kiedy przecież wszyscy wiedzieli, że prezydent Kaczyński przegra kampanię prezydencką. Pytanie kto by go dokonał, czyli kto byłby inspiratorem takiego zamachu, bo to niekoniecznie władzy mogłyby stać za tym. - Zawsze jest pytanie po co i komu to mogło służyć. Otóż nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie po co i nie ma odpowiedzi na pytanie komu miałoby to służyć. Do wczoraj na to pytanie, które postawiłem panu na początku, czy pan wierzy, co czwarty Polak odpowiadał, że teza o zamachu jest prawdopodobna. Po dzisiejszych informacjach pewnie będzie ich więcej. - No oczywiście, przecież to widać w badaniach, że zwolenników tezy o spisku przybywa, ale to głównie wynika z niedołężnej polityki informacyjnej zarówno stosowanej ze strony prokuratury, jak i rządu. Ale też wydarzeń takich jak prawdopodobnie samobójcza śmierć chorążego z Jaka-40. Nie trapią pana podejrzenia związane z tą śmiercią? - To prawda, więc ja bym na przykład oczekiwał szybkiego komunikatu, czy pan chorąży złożył już wszystkie zeznania. No bo jeżeli już złożył, no to ta sprawa jakby wygląda w innym świetle. Albo też, że nie złożył i że prokuratura chciała uzyskać od niego dodatkowe informacje. To też tą śmierć stawia w innych okolicznościach. Platforma zaczyna się rozpychać na lewicowym podwórku. Nie niepokoi to pana nieco? - Zaczyna się rozpychać retorycznie. No nie. In vitro jest nie tylko retoryką, ale faktem. - To jest na razie retoryka. Stanie się faktem, jak retoryka wejdzie w życie. - No właśnie. Platforma to są mistrzowie szumnych zapowiedzi i cichych odwrotów. A jeśli refundacja - w skali ograniczonej, ale 5 tysięcy par rocznie - rzeczywiście weszłaby w życie? Jaskółka, która uczyni wiosnę? - Jaskółka, ale to jest druga jaskółka, bo pierwszą jaskółką jest decyzja lewicowego prezydenta Częstochowy, który nie czekając na rząd, na ministra Arłukowicza przeprowadził w swoim samorządzie decyzję, że zabieg in vitro dla mieszkańców Częstochowy będzie realizowany z funduszy miasta. Pan uważa, że to święte miasto jasnogórskie, Częstochowa, wymusiło tę decyzję na rządzie? - Oczywiście, uważam, że to jest prawdziwe źródło inspiracji. Zachęcam zresztą innych lewicowych prezydentów i inne lewicowe samorządy do pójścia tą drogą. Wielu to ich nie ma. - Jest sporo, tylko, że nieumiejscowionych w tak spektakularnym miejscu jak Częstochowa. Radości z wpływu Częstochowy nie przyćmiewa obawa, że za chwilę przestaniecie być potrzebni i zauważalni, albo tak bardzo spychani na lewo, że wpadniecie w przepaść? - Proszę pana. Od 20 mniej więcej lat słyszę tę pieśń, śpiewaną przez naszych nieprzyjaciół. Jak pan widzi, czujemy się znakomicie. Jak spojrzę na ostatni wynik wyborczy, to rozwiałbym trochę to świetne samopoczucie. - Ostatni wynik to było piąte miejsce w parlamencie, ale według sondaży jesteśmy już na trzecim miejscu i idziemy w górę. Pójdziemy w górę. A najbardziej idzie w górę Ryszard Kalisz. Co pan zrobi z tą jego popularnością? Nic. Bardzo się cieszę, że polityk lewicowy jest popularny. Ale drugi po Komorowskim w sondażach zaufania. Trzeba by to jakoś zagospodarować, albo wyrzucić Millera z siodła i zastąpić Kaliszem. - A co to ma za znaczenie? Wie pan, Jacek Kuroń był pierwszy w rankingach zaufania. Jak wystartował w wyborach prezydenckich to dostał bardzo marny wynik. Warto o tym pamiętać. No ale skoro pan wspomniał o wyborach prezydenckich: za dwa i pół roku wzniesie pan hasło: "Kalisz na prezydenta"? - Proszę mnie zapytać o to za dwa lata, bo teraz jesteśmy zajęci zupełnie czym innym, a nie wyborami, które się odbędą za dwa lata, za trzy właściwie. Ale wie pan, ludzie lewicy słyną z długich marszów. Jeden był taki, co maszerował, maszerował, a potem przejął Chiny. - Nasz długi marsz polega na tym, żeby z piątej pozycji rok temu, za trzy lata uzyskać pierwszą pozycję. Ale panie przewodniczący, Kalisz w roli kandydata lewicy na pierwszego obywatela to kusząca perspektywa? - Nie wiem, nie rozmawiałem z nim na ten temat. Pytam, czy pana kusi. - Proszę pana, ja zrobię wszystko, żeby Sojusz Lewicy Demokratycznej uzyskał sukces w wyborach prezydenckich. Natomiast nie zajmujemy się teraz żadnymi wyborami dlatego, że czas wymyślono po to, żeby nie robić wszystkiego jednocześnie. A Aleksander Kwaśniewski podobno, choć nie można robić wszystkiego jednocześnie, zaczyna się szykować do Brukseli i do Parlamentu Europejskiego. Prawda to? - Każdy obywatel Rzeczpospolitej może szykować się, gdzie chce. Ale mógłby liczyć na jedynkę listy SLD, czy czas wymyślono po to, żeby nie? - Proszę pana, jedno panu powiem na pewno, że tym razem po trudnych doświadczeniach listy SLD będą decydowane w SLD. A kiedyś były gdzie? - Kiedyś były poza SLD. Czyli gdzie? - Np. w LiD-zie, taki twór był. No był. - Miał przynieść wielki sukces i zakończył się kompromitacją. I ostatnie pytanie od słuchacza, pana Radosława: kiedy odejdzie rzecznik SLD pan Joński? - Wiem, że to jest problem i dla pana Jońskiego i dla wszystkich, ale już mówiłem wielokrotnie, że po tych przeprosinach, po tym słusznym ukajaniu się uważamy sprawę za zakończoną, chyba, że pojawią się jakieś nowe okoliczności. CZYTAJ NA INTERIA360: Rosyjskie prowokacje w sprawie smoleńskiej? CZYTAJ NA INTERIA 360: SMOLEŃSK - narodowa kompromitacja?