Według niego niedosyt polskiej strony wynika z zaklasyfikowaniem części polskich uwag do raportu MAK jako tych dopuszczalnych, o charakterze technicznym, a innych - jako pozostających poza treścią raportu. Zarazem Miller zaznaczył, że żadna z polskich uwag nie została odrzucona, co jego zdaniem oznacza, że wszystkie "uznano za zasadne". Miller przypomniał słowa szefa komisji technicznej MAK Aleksija Morozowa, że te nie-techniczne uwagi będą przekazane do zbadania innym organom. "Obie strony były nieprzygotowane do lotów z kwietnia" Nie polemizujemy z zarzutami stawianymi przez Rosję stronie polskiej co do katastrofy smoleńskiej - mówi szef MSWiA Jerzy Miler. Dodaje, że obie strony były równie nieprzygotowane do lotu - zarówno 7, jak i 10 kwietnia 2010 r. Proszony o komentarz do raportu MAK, który skupia się na błędach i zaniedbaniach po stronie polskiej, Miller odparł, że gdyby strona polska uznała, iż nie mamy żadnego udziału w katastrofie - nasze stanowisko byłoby inne. - Nie polemizujemy z zarzutami postawionymi przez MAK stronie polskiej. Sami postawilibyśmy te zarzuty, to dla nas jest oczywiste - zapewnił. Minister zwrócił uwagę, że obie strony były równie nieprzygotowane do lotu. Podkreślił, że zarówno lądowanie polskiego Jaka-40, jak i rosyjskiego Iła-76 mogło się 10 kwietnia zakończyć katastrofą. - Uwagi to uzupełnienie raportu MAK o wątki, których brak w raporcie zauważyliśmy - oświadczył Miller. - Dlatego nieprzypadkowo tak, a nie inaczej brzmią nasze uwagi - dodał. "Nie mogę określić terminu zakończenia prac" Szef MSWiA Jerzy Miller powiedział, że nie jest w stanie na razie określić konkretnej daty zakończenia prac polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Dodał, że kilka tygodni potrwają jeszcze badania laboratoryjne zapisów czarnych skrzynek. Minister, który przewodniczy pracom komisji, podkreślił, że chodzi m.in. o odczyt jednego dokumentu, nad którym nadal pracuje Centralne Biuro Kryminalistyczne. Jak dodał, odczytywane zapisy mają znaczenie "wręcz" bezcenne w "analizie zachowań osób współpracujących z załogą jako obsługa naziemna" podczas lądowania. - Nie jestem w stanie podać konkretnej daty zakończenia prac polskiej komisji - dodał, zaznaczając, że opóźnienie ma związek m.in. z tym, że polscy eksperci musieli przygotować opinię do projektu raportu MAK, przesłanego Polsce pod koniec października 2010 r. "Ponawiam prośbę do Rosji o dokumenty" Szef MSWiA poprosił po raz kolejny stronę rosyjską o dotychczas nam nie przekazane dokumenty sprawy katastrofy smoleńskiej. Na konferencji prasowej minister dodał, że skoro MAK zakończył już swe prace, to dokumenty, w tym niejawne, mogą być Polsce przekazane. Rosja nie przekazała m.in. danych o pracy kontrolerów na lotnisku w Smoleńsku oraz szczegółów technicznych dotyczących samego lotniska, w tym schematu rozmieszczenia środków elektro-świetlnych oraz radiolokacyjnych i radionawigacyjnych. "Nie było konsultacji ws. nagrań z czarnych skrzynek" Jerzy Miller powiedział, że pokazana podczas konferencji MAK prezentacja podejścia do lądowania Tu-154M wraz z nagraniami rozmów dla przeciętnego Polaka była "trudnym przeżyciem". Dodał, że Rosjanie nie konsultowali ujawnienia tych materiałów. - Nie powinienem być tym, który ocenia tę prezentację dzisiejszą, zrobili to na własną odpowiedzialność, bez konsultacji z nami, w związku z tym przyjmuję do wiadomości, że ich zdaniem zrobili dobrze - mówił Miller. Podczas specjalnej konferencji prasowej MAK, na której prezentowano raport końcowy dotyczący okoliczności katastrofy smoleńskiej, przedstawiono animację ukazującą przelot i podejście do lądowania Tu-154M. Na nagraniu słychać było też rozmowę pomiędzy załogą polskiego samolotu a wieżą lotniska w Smoleńsku i kontrolera informującego m.in. o warunkach na lotnisku. Ponadto MAK odtworzył dramatyczną końcówkę nagrania tuż przed zderzeniem z ziemią. Szefa MSWiA, odnosząc się do prezentacji i ujawnienia nagrań, ocenił, że "dla przeciętnego Polaka prawdopodobnie było to bardzo trudne przeżycie". - Nie chcę już w ogóle mówić o rodzinach - zaznaczył. - Prezentację, którą wszyscy dziś zobaczyli miałem okazję oglądać w siedzibie MAK, dlatego podchodzę do tego z mniejszymi emocjami niż większość Polaków - powiedział Miller. Dodał, że polska komisją przygotowała podobną symulację komputerową. "Uwaga kontrolerów absorbowana przez osoby trzecie" Uwaga kontrolerów lotu na lotnisku w Smoleńsku była absorbowana przez osoby trzecie - wynika ze słów szefa MSWiA znającego zapisy ich rozmów. Według Millera, "tak jak słusznym jest oczekiwanie, że pracy członków załogi samolotu nie będzie zakłócać ingerencja osób trzecich", tak samo można by oczekiwać, że "uwaga kontrolerów lotów nie będzie absorbowana przez rozmowy z osobami trzecimi". - Zwłaszcza, jeśli są to osoby, których wpływ ma znaczenie - nie tylko przeszkody, ale również nakazu - powiedział na konferencji szef MSWiA. "Niezamknięcia lotniska trudne do wytłumaczenia" Zdaniem szefa MSWiA argument Rosjan o niezamknięciu lotniska w Smoleńsku z powodu międzynarodowego charakteru lotu Tu-154M jest trudny do wytłumaczenia, zwłaszcza w kontekście incydentu z rosyjskim Iłem-76. W przypadku Iła też nie podjęto decyzji o zamknięciu lotniska, mimo że lot był wojskowy, a warunki meteorologiczne były poniżej niezbędnego do lądowania minimum. W opinii Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), lot Tupolewa odbywał się według procedur określonych w AIP Federacji Rosyjskiej. AIP Rosji to zbiór informacji aeronawigacyjnych, czyli danych o lotniskach, trasach lotniczych i obowiązujących procedurach. Lotniska Siewiernyj nie ma w tym zbiorze. Wiadomo też, że nie jest ono wyposażone według standardów Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO). W raporcie podano także, iż lot był "międzynarodowy, nieregularny (jednorazowy), z celem przewozu pasażerów". W ocenie MAK, lotnisko w Smoleńsku jest przystosowane do przyjmowania różnych typów samolotów, w tym Tu-154M przy określonym minimum pogodowym. Jak zaznaczono w raporcie końcowym warunki meteorologiczne na lotnisku były poniżej minimum, ale ze względu na charakter lotu - międzynarodowy - decyzja o tym, czy lądować, należała do załogi. Zaznaczono również, że ze względu na to, że nie był to lot wojskowy, nie można było zamknąć lotniska. Zdaniem Millera, który przewodniczy polskiej komisji, taka argumentacja jest jednak trudna do wytłumaczenia, jeśli weźmie się pod uwagę wcześniejszą próbę lądowania rosyjskiego Iła-76, zakończoną niepowodzeniem i decyzja o odlocie. - Nie obowiązywała go procedura, na którą powołuje się MAK. Był to rosyjski samolot, wojskowy samolot, lądujący na rosyjskim, wojskowym lotnisku. W związku z tym, gdyby zamykanie lotniska było niemożliwe tylko dlatego, że ląduje samolot obcy, niewykonujący lotu wojskowego, to dlaczego nie zamknięto go dla Iljuszyna, gdy parametry pogodowe były poniżej krytycznych? - pytał minister.