Miller poinformował o tym szefa komisji Józefa Gruszkę (PSL), w liście przekazanym dziennikarzom. - Udostępnienie stenogramu z tajnego przesłuchania mediom, a za ich pośrednictwem opinii publicznej, nastąpiło przed jego podpisaniem. Pozbawiono mnie tym samym prawa do zgłoszenia ewentualnych korekt czy poprawek. Sytuacja, w której pozbawia się świadka należnych mu praw jest niedopuszczalna. Powoduje też, że złożenie przeze mnie podpisu pod upublicznionym stenogramem stało się bezprzedmiotowe - napisał Miller w liście, który został też przekazany do wiadomości marszałka Sejmu Józefa Oleksego. Leszek Miller "skandalem" nazwał przekazanie mediom i opinii publicznej fragmentów stenogramu z jego tajnego przesłuchania. - Jest absolutnym dziwolągiem lub skandalem, jak kto woli, żeby stenogram z przesłuchania niejawnego przed podpisaniem - a więc przed naniesieniem ewentualnych korekt czy poprawek - został rozdawany mediom. To skandal, którego znaczenie trudno przecenić - uważa b. premier. Dodał, że "to fakt bez precedensu, świadczący o tym, że w komisji skandal goni skandal". Na pytanie dziennikarzy w Sejmie, czy w takim razie stenogramy są nieważne, odpowiedział: "to nie jest mój problem. Zostałem postawiony w sytuacji przymusowej - komisja de facto uniemożliwiła mi podpisanie stenogramu". Dziennikarze pytali Millera o stan jego zdrowia. W czwartek b. premier trafił na oddział neurologii jednego z warszawskich szpitali. - Przeszedłem całą serię badań, mam zwolnienie lekarskie do 26 grudnia. Ale oczywiście jestem tu dziś także po to, żeby nie słuchać opinii, że ukrywam się za białymi lekarskimi fartuchami - podkreślił Miller. Podczas tajnego przesłuchania przed komisją ds. Orlenu Leszek Miller przyznał, że już po odtajnieniu notatek wywiadu na temat spotkania Kulczyk-Ałganow rozmawiał z poznańskim biznesmenem. Jak wynika z tajnych stenogramów tego przesłuchania, są spore rozbieżności między tym, co były premier mówił śledczym za zamkniętymi drzwiami, a tym, co zeznał dzień później na jawnym posiedzeniu komisji. Podczas tajnego przesłuchania Miller powiedział, że w czasie spotkania, które miało miejsce w październiku, pytał Kulczyka, czy powoływał się on na prezydenta w czasie rozmowy z Władimirem Ałganowem. Były premier nie był pewien, gdzie się spotkał z Kulczykiem: albo w Polskiej Radzie Biznesu, albo przy jakiejś okazji w kancelarii. Miller nie umiał też sobie przypomnieć, kto w tych rozmowach uczestniczył. Wykluczył, by byli tam premier Marek Belka i szef ABW Andrzej Barcikowski, natomiast nie pamiętał, czy byli tam liderzy SLD - Krzysztof Janik i Marek Dyduch. Dzień później, już na jawnym posiedzeniu komisji były premier zeznawał inaczej. Oświadczył wtedy, że w Kancelarii Premiera nie był "z całą pewnością" od czasu swojej dymisji w maju do końca listopada, a do spotkania z Kulczykiem doszło w pałacyku Polskiej Rady Biznesu i to nie w październiku, a miesiąc wcześniej, we wrześniu. W październiku zaś Miller miał tylko rozmawiać z biznesmenem przez telefon i wtedy to pytał go o "pierwszego". Nieścisłości w swoich zeznaniach w tej sprawie Miller tłumaczył roztargnieniem.