Miller zastąpi w resorcie spraw wewnętrznych i administracji odwołanego w związku z tzw. aferą hazardową Grzegorza Schetynę. - MSWiA akurat jest tym resortem, który ma dobre notowania nie tylko wśród dziennikarzy, ale w społeczeństwie. W związku z tym, nie dlatego przyjąłem tę propozycję, aby przemodelowywać działanie resortu, nie - podkreślił Miller. Jak dodał, premier Donald Tusk, podczas poniedziałkowego spotkania z nim, które było "bardzo szczere i na tyle długie, żeby wiele wątków poruszyć" położył nacisk na kilka spraw. - Ale jest za wcześnie, aby o nich publicznie mówić - podkreślił. Miller zapowiedział też, że nie będzie żadnego "desantu z Krakowa" na MSWiA. - Nie należę do ludzi, którzy przychodzą ze swoją drużyną i robią czystkę, bo mają swój zespół. Szanuję tych, którzy tworzą instytucję, do której wchodzę. Temu zespołowi się przyglądam, rozmawiam. Jeżeli potrafimy pracować, to pracujemy razem, jeżeli nie, to oczywiście się rozstajemy. Ale nie jestem rewolucjonistą pod tym względem i proszę się nie szykować na desant krakowski czy małopolski - zastrzegł. Jerzy Miller był wojewodą małopolskim od 29 listopada 2007 r. Jak przyznał, zgodę na objęcie stanowiska szefa MSWiA wyraził w poniedziałek podczas spotkania z premierem w Warszawie. - Wszystkie pogłoski o mojej zgodzie przed wieloma dniami dementuję - zaznaczył. Miller podkreślił, że nie otrzymał jednocześnie teki wicepremiera. Na pytanie, czym premier przekonał go do przyjęcia ministerialnej teki, i czym on sam kierował się przyjmując tę propozycję, Miller odparł: "Ja jestem niepoprawny, więc zawsze mówiłem, że jestem z zaciągu Tadeusza Mazowieckiego".