Leszek Miller: Pan premier zaprosił mnie na rozmowę, kiedy złożyłem mu gratulacje z okazji objęcia funkcji szefa rządu. Udzielił pan jakichś rad Tuskowi? Rozmawialiśmy o polityce, o specyfice bycia premierem. Mówiłem o swoich poglądach na temat relacji między premierem i prezydentem, ale przecież premier nie musi ich traktować jako dobrych rad. Dzieliłem się swoimi doświadczeniami w kontaktach z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. O tym, że kontakty premiera z prezydentem bywają trudne, wie pan jak mało kto. W polityce zagranicznej prezydent spełnia funkcje pomocnicze w stosunku do rządu. Ale każdy polski prezydent ma tendencję do swoistego rozpychania się. A to utrudnia sytuację premierowi. Tak samo Kwaśniewski chciał być czynnie obecny zwłaszcza w takich wydarzeniach, w których słychać było skrzydła historii. Generalnie rzecz biorąc, dobrze jest, kiedy premier i prezydent współdziałają ze sobą. Ja to rozumiem jako informowanie prezydenta o bieżącej polityce, zamiarach i przygotowywanych decyzjach, a nie jako proszenie o decyzje. Bo te nie są w kompetencjach prezydenta. Z wyłączeniem nominacji ambasadorów rzecz jasna. Z tej okazji podano wino? Nie.