Pawlak wyraził opinię w rozmowie z portalem tvp.info, że ataki na niego związane ze "zmanipulowanymi wypowiedziami jednej z telewizji świadczą o determinacji lewej strony do zwalczania konserwatywnego podejścia do praw dziecka". Rzecznik odniósł się również do tematu zawiadomienia do Prokuratury Krajowej, o którym poinformował wczoraj. Zawiadomienie to dotyczyło nielegalnej sprzedaży leków wspomagających modyfikację płci. Uzasadniając je, Pawlak powołał się na artykuł "Zmień sobie płeć, dzieciaku", opublikowany w sierpniowym wydaniu "Tygodnika Solidarność". Opisano w nim dziennikarskie śledztwo ujawniające, że "na internetowych czatach dla transaktywistów osoby małoletnie - np. 14-letnia dziewczynka - są informowane m.in. o nielegalnych sposobach zdobycia środków hormonalnych mających wpływać na cechy płciowe". Trwa tam również - według publikacji - wymiana informacji np. o nagich zdjęciach dzieci. - Zawiadomienie do prokuratury to standardowa procedura po tym, jak zostaję poinformowany, w sposób wiarygodny, o podejrzeniu przestępstwa wobec dziecka. Takie informacje pochodzą czasami także z mediów. W tym przypadku nie chodziło wyłącznie o artykuł "Tygodnika Solidarność", ale też inne sprawy - podkreślił. "Skrót myślowy" - Uznałem, że mogło dojść do sytuacji, że osoby, które są aktywistami ruchu LGBT, uczestniczą w procederze nielegalnego sprzedawania czy nakłaniania do zażywania środków farmakologicznych, hormonalnych, wspomagających proces transformacji płci. Stąd był skrót myślowy, że można dać dziecku taki lek w formie tabletki na zmianę płci - tłumaczył RPD. Dodał, że "sprawa łączy się z tym, że transaktywiści to grupa, która sama określa się jako edukatorzy seksualni". - Zdarzenia, które opisywałem na Twitterze, miały miejsce z udziałem grupy, która niewywoływana przeze mnie z nazwy sama wystąpiła z wielkim jazgotem i atakiem na mnie. A to właśnie ta grupa prowadzi działalność dotyczącą edukacji seksualnej, jak "robienie lewatywy przed seksem analnym". Stąd moje pytania do prezydenta Poznania i kuratora wielkopolskiego, które wystosowałem, na jakich zasadach udziela się dotacji tego typu organizacjom i czy mają one uprawnienia pedagogiczne - mówił Pawlak. Zauważył jednocześnie, że "gdyby tego typu zdarzenia miały miejsce w szkole, to dyrektor podlegałby odpowiedzialności karnej". - Nigdzie nie powiedziałem, że do tej pory się to zdarzało na terenie szkoły. Powiedziałem, że transaktywiści, edukatorzy seksualni tego typu procederem się zajmowali. Szczegóły tej sprawy wyjaśni postępowanie prokuratorskie - stwierdził. "Będę dalej stał na straży praw dziecka" Zadeklarował, że ataki na niego go nie zrażają. - Będę dalej stał na straży praw dziecka. To samo dotyczy aborcji, bo również w tej sprawie te same osoby mnie atakują. Najistotniejsze jest to, że za każdym razem, gdy wpływa do mnie uprawdopodobniona sprawa dotycząca przestępstwa wobec dziecka, zgłaszam to do prokuratury - zaznaczył Pawlak. Nawiązując do żądania wystosowanego do Pawlaka przez miasto Poznań o sprostowanie jego wypowiedzi, rzecznik stwierdził, że "warto uświadomić prezydentowi Poznania, że to nie ja, tylko on będzie musiał teraz wyjaśnić, na jakich zasadach finansuje taką organizację". Poza tym - dodał - "prezydent Poznania nie jest władny w sprawach programu edukacji szkolnej, tylko ma dbać o to, żeby pieniędzy wystarczyło na środki higieniczne i by dach w szkole nie przeciekał - to jest zadanie dla włodarza miasta, a nie edukowanie seksualne dzieci". "Tabletki na zmianę płci" Kontrowersje wokół rzecznika praw dziecka wybuchły po jego wtorkowej wypowiedzi w TVN24 na temat edukatorów seksualnych. Rzecznik przekonywał wówczas, powołując się na przykład z Poznania, że edukatorzy seksualni "wychwytują dziecko rozchwiane, zaniedbane, któremu dają jakieś środki farmakologiczne, żeby zmieniać jego płeć bez wiedzy i zgody rodziców i lekarzy". - Zdarzały się tego typu sytuacje, były ostatnio rozpisywane w mediach - mówił.