- Może i Kaczyński oglądał plecy kandydata PO, ale te plecy były coraz bliżej, to potwierdza że prezes PiS wciąż jest atrakcyjny dla wyborców. Ja, Kluzik-Rostkowska, Poncyljusz i Bielan, zrobiliśmy dobry wynik i teraz już nie zejdziemy z pierwszej linii partii - powiedział. Konrad Piasecki: Po jednej z najdłuższych nocy w historii polskiej polityki europoseł Prawa i Sprawiedliwości Marek Migalski. Dzień Dobry. Marek Migalski: - Dzień dobry. Witam serdecznie. Udało się panu nie przespać godzinnej prezydentury Jarosława Kaczyńskiego? - Udało mi się. Rzeczywiście poszedłem na tyle szybko spać, że nie miałem tej huśtawki nerwów. Czyli przespał pan. - No w jakimś sensie tak, ale doczekam się być może za pięć lat. Nie poczuł pan smaku zwycięstwa tej nocy. Krótkiego, bo krótkiego, ale jednak było. - Ale jednak pewną satysfakcję odczuwamy. Zaczynaliśmy ze stratą 30 punktów procentowych do Bronisława Komorowskiego. Skończyliśmy ostatecznie chyba na 5 procentach. Doszliśmy do Bronisława Komorowskiego. Pokazaliśmy, że rzeczywiście ogromna część Polaków podziela nasz program, ceni Jarosława Kaczyńskiego. To był nasz cel. Oczywiście celem ostatecznym było zwycięstwo. Nie udało się, trzeba pogratulować zwycięzcom, a w tej chwili rozliczać ich z ich obietnic. Tylko Jarosław Kaczyński miał być jak Malinowski z igrzysk w Moskwie. Miał gonić rywala i na ostatniej prostej go przegonić, a był jak ktoś, kto od początku do końca ogląda tylko plecy. - To prawda, że od początku do końca oglądaliśmy plecy, ale te plecy były co raz bliższe. To rzeczywiście moja metafora, której użyłem. Trzeba przyznać, nie udało nam się. Ten plan maksimum się nie udał, plan minimum udał się. To znaczy, druga tura, w drugiej turze poważne starcie, pokazanie naszego programu, pokazanie Jarosława Kaczyńskiego, jako najpoważniejszego oponenta obozu rządzącego. W tej chwili rzeczywiście, jak podkreślaliście państwo w swoich komentarzach, obozu, który właściwie przejął całość władzy. Będziemy patrzyli, jak im idzie rządzenie. Oby lepiej niż szła im kampania. Powiedział pan, dziś się nie udało, za 5 lat się uda. Czy to znaczy, że wróży pan start Jarosława Kaczyńskiego w wyborach 2015? - To oczywiście jest kwestia do rozstrzygnięcia w 2014-2015 roku, ale nie wyobrażam sobie, żeby kto inny mógł reprezentować Prawo i Sprawiedliwość, zwłaszcza, że ja nie oczekuję od prezydentury Bronisława "Komorowskiego specjalnie wiele. Rzeczywiście jest tak, że w tej chwili oni przejęli pełnię władzy, wobec tego Polacy będą mieli prawo oczekiwać i rozliczać ich z tego, co robią, czy czego nie robią. Od dzisiaj można powiedzieć, że za to, co dzieje się w Polsce, odpowiada Platforma Obywatelska. Co jest niepokojące, to te wezwania do 500 dni spokoju. O ile sam apel jest sensowny, no, bo dlaczego mielibyśmy się kłócić, o tyle nie wiem, czy nie stoi za tym kolejna próba wytłumaczenia swojej niemocy. Dotychczas takim wytłumaczeniem czy wymówką był Lech Kaczyński, który podobno blokował Platformie szansę rozwoju. Przypomnijmy, że Lech Kaczyński podpisał 910 ustaw. Zablokował 10, słownie dziesięć, a dzisiaj być może jakaś próba już wytłumaczenia się z tego, że nie można rządzić, bo opozycja nie jest spokojna. Te 500 dni spokoju Platforma Obywatelska wykorzysta na przeprowadzeni tych wszystkich reform, których przeprowadzić nie mogła, albo twierdziła, że nie może przez ostatnie 3 lata. - Oby tak było. Jeśli pan ma rację, to byłoby super, gdyby przez najbliższe 500 dni Platforma zrealizował wszystkie swoje obietnice, bo na to czekali Polacy, po to ją wybierali. Oby nie było tak, że te wezwania do spokoju mają oznaczać zamknięcie ust opozycji. Oby nie było tak , że w tej chwili wezwie się PiS do samorozwiązania się i do popierania wszystkich projektów rządowych i prezydenckich w ciemno. Oby Platformie nie udało się wmówić, że właśnie o to chodzi w tych 500 dniach spokoju. Wystawienie Jarosława Kaczyńskiego, narażenie go na kolejną porażkę było błędem? - Nie, nie było błędem. To był w moim przekonaniu jedyny, naturalny kandydat. Ja zresztą jeszcze przed tym, nim Jarosław Kaczyński podjął tę decyzję, publicznie go do tego namawiałem, ponieważ to najlepszy kandydat. Tylko że to są kolejne jego, czwarte już przegrane wybory, no może się zacząć kojarzyć Polakom jako symbol przegranej w polskiej polityce. - Ta przegrana z Bronisławem Komorowskim jest godna. To nie był nokaut, jak zapowiadano, to nie było zmiecenie nas z powierzchni ziemi, to był bardzo godny pojedynek. Co więcej, myśmy go zaczynali - jeszcze raz podkreślę - z absolutnym przekonaniem wszystkich komentatorów, że nie mamy na to najmniejszych szans, a wszyscy się zastanawiali, czy Bronisław Komorowski zwycięży w pierwszej turze. I uważa pan, że partia to przełknie? Powie: "47 procent - świetny wynik, prezes jest niezagrożony, powinien prowadzić nas dalej"? - Oczywiście, że tak, to jest tylko potwierdzenie siły Jarosława Kaczyńskiego, jego atrakcyjności dla wyborców. Wyobrażenie sobie, ze ktokolwiek inny zrobiłby lepszy wynik, jest w moim przekonaniu ryzykowną zabawą intelektualną. Przyjdzie taki moment, kiedy kolejna przegrana zmiecie Jarosława Kaczyńskiego z fotela prezesa Prawa i Sprawiedliwości? Uważa pan, że nawet jak przegra wybory samorządowe, nawet jak przegra wybory parlamentarne, to cały czas będzie jedynym realnym prezesem Prawa i Sprawiedliwości? - Rozmawiamy w sytuacji, której Prawo i Sprawiedliwość raczej potwierdziło, że ma naturalnego lidera i ma naturalną tendencję do zwyciężania. Przegraliśmy w tych wyborach, ale pokazaliśmy, że nikt inny oprócz nas się nie liczy, że my jesteśmy najsilniejszą opozycją wobec Platformy Obywatelskiej i że to my rozliczymy Platformę Obywatelską z niezrealizowanych obietnic. Bo to, że to będzie prezydentura gnuśna, że to będzie prezydentura inercji, imitacji, nic nierobienia, w moim przekonaniu jest oczywiste. Ja mam do tego prawo dzisiaj, wyborcy - Platformy Obywatelskiej, Bronisława Komorowskiego - mają prawo cieszyć się tym zwycięstwem, ale też niech uważnie patrzą, czy nie mam racji, czy nie będzie tak, że to zwycięstwo jest tak naprawdę zwycięstwem pyrrusowym, że ono pokaże Platformę jako partię, która nie potrafi rządzić - już absolutnie bez żadnych wymówek. Nie chciałbym, żeby się tak stało ze względu na to, że zapłaci za to cała Polska, chociaż niestety jestem przekonany, że tak właśnie będzie. Ta ekipa: Kluzik, Poncyljusz, również Migalski nie zejdzie już z pierwszej linii frontu Prawa i Sprawiedliwości? - Nie nam o tym rozstrzygać, ale chyba zrobiliśmy dobry wynik. Do tego trzeba dodać jeszcze parę naprawdę ważnych nazwisk: Kowal, Jakubiak, Bielan. To są osoby, które przyczyniły się - nie tylko nam prezes zawdzięcza ten sukces, ale przyczyniliśmy się w jakimś sensie do tego sukcesu i razem z innymi politykami PiS-u - bo my musimy być wielonurtowi, my musimy być szerocy, my musimy iść wieloma platformami wewnętrznymi do wyborów, bo tak zwyciężało Prawo i Sprawiedliwość w 2005 roku i tak tylko Prawo i Sprawiedliwość może zwyciężyć w 2011 roku. My musimy być bardzo szeroką, wewnętrznie pluralistyczną i zdemokratyzowaną formacją. Wtedy zwyciężymy. Czy jest lepszy i piękniejszy moment na to, żeby się zapisać do Prawa i Sprawiedliwości niż świt po wyborczej porażce? - Jeśli pan nawołuje mnie do zapisania się do PiS-u, to muszę powiedzieć, że rzeczywiście w dalszym ciągu nie jestem członkiem PiS-u, jestem eurodeputowanym z PiS-u, jestem z tego dumny, a jeśli będę chciał powalczyć wewnętrznie, zapisać się, przyjąć legitymację członkowską, to umówmy się, że ogłoszę to w RMF FM.