- Od godz. 7 mgła była jak mleko, chociaż wcześniej niebo było jasne - opowiada pani Tatiana. - Zapamiętałem mgłę - potwierdza pan Anatolij. - Jechałem samochodem, gdy zadzwoniła żona i powiedziała, że spadł samolot. Sam nie widziałem tego momentu. - Mgła była tak gęsta, że nawet nie było widać dachu garaży - dodaje pan Wasilij. Pani Lubow, która mieszka w centrum Smoleńska, opowiada z kolei: "Wyszłam rano na balkon i widzę słońce, a córka, która mieszka w innej części Smoleńska, zadzwoniła i mówi: 'A u nas straszna mgła'. Potem robiłam coś na balkonie, a tu dzwoni znów córka i mówi: 'Włącz telewizor'. Patrzę, a to koło nas, bo mamy niedaleko daczę. Samo miejsce katastrofy widziałam dopiero później, już zagrodzone, gdy szłam na daczę". - Widziałam skrzydło samolotu i jego szczątki - mówi pani Irina. - To było straszne. Wszystko rozbite. Pani Tatiana, która mieszka w bloku tuż przy lotnisku, wspomina, że słyszała tylko huk. - Wyszłam przed dom, ale wszystko było już zagrodzone. Chodziłam tylko w tę i z powrotem i cała się trzęsłam - opowiada. Taksówkarz Aleksiej też pamięta dzień katastrofy: "W głowie mi się nie mieściło, że coś takiego zdarzyło się tu, w Smoleńsku. To był po prostu szok". Pan Aleksiej czasami przyjeżdża na miejsce katastrofy, po raz ostatni był tam tydzień temu. - Jedziesz, po drodze zatrzymasz się - mówi. - Córka, chociaż ma dopiero 12 lat, namawiała mnie po katastrofie: "Tato, weźmy kwiaty, pojedźmy tam". I tak zrobiliśmy - powiedział PAP. - Wszyscy bardzo przeżywaliśmy tę katastrofę. Jesteśmy braćmi Słowianami, sąsiadami i bardzo współczujemy Polakom. A kto winny? Na pewno mgła - opowiada mieszkająca w pobliżu lotniska pani Ludmiła, która nie widziała momentu katastrofy, a tylko słyszała huk.