Sąd Rejonowy Praga-Północ uznał, że Dariusz K., dzwoniąc na policję i wywołując fałszywy alarm w Wojewódzkim Szpitalu Bródnowskim, działał "ze złośliwości i swawoli", a za rozmyślne wprowadzenie w błąd policji należy mu się maksymalny wymiar kary przewidziany za to wykroczenie. Mężczyzna przyznał się do winy, ale podkreślił, że nie działał "dla żartu". - Działałem pod wpływem impulsu nerwowego. W obliczu utraty pracy przestałem myśleć racjonalnie - wyjaśniał w sądzie Dariusz K., który we wrześniu 2005 r. w szpitalu bródnowskim nie otrzymał zaświadczenia od lekarza i to - jak tłumaczył - pchnęło go do wywołania fałszywego alarmu. Dodał, że jest chory na padaczkę i że odebrano mu drugą grupę inwalidzką, a co za tym idzie pewne przywileje przy zatrudnianiu. Dariusz K. zadzwonił na policję z automatu telefonicznego znajdującego się w holu szpitala. Został zatrzymany kilka minut później na terenie szpitala, przy recepcji. Nie uciekał, a policjantom powiedział, że był to alarm fałszywy. Pacjenci szpitala na Bródnie nie byli ewakuowani. Dariusz K. jest dobrze znany praskiej policji. Ma kilka wyroków w zawieszeniu. Za wprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa groziła mu kara od 3 do 8 lat pozbawienia wolności. Sąd Okręgowy uznał jednak, że jego czyn stanowi wykroczenie i skierował sprawę do sądu grodzkiego. - Żal mi jest pacjentów, których mogłem narazić na niebezpieczeństwo. To nie zmienia jednak faktu, że teraz będę domagał się odszkodowania za siedem miesięcy spędzonych w areszcie - powiedział Dariusz K.