- Pan Tusk jest politykiem, który dość dużo zrobił dla rozwoju naszych relacji. A teraz ni z tego, ni z owego, jak to zwykło się mówić, spadł z dębu i proponuje wspólne zakupy gazu na wzór jakiejś agencji atomowej, w której swego czasu Europa kupowała wzbogacony uran - oświadczył wiceszef Gazpromu na konferencji prasowej w Moskwie, pytany o inicjatywę szefa polskiego rządu. - Gaz to coś zupełnie innego. Pan Oettinger (komisarz UE ds. energii Guenther Oettinger) podziela pogląd, że idea ta jest daleka od ekonomicznego rozsądku. Wiele mógłbym powiedzieć tłumacząc, dlaczego ta koncepcja jest głupia - dodał Miedwiediew, który jest także dyrektorem generalnym spółki Gazprom Eksport, zajmującej się sprzedażą gazpromowskiego gazu na rynki zagraniczne. Na początku kwietnia polski premier zaproponował sześć filarów europejskiej unii energetycznej. Wśród elementów projektu Tusk wymienił: wspólne negocjacje gazowe całej UE, inwestycje w infrastrukturę energetyczną, szczególnie gazową, lepsze wykorzystywanie własnych, europejskich źródeł energii (jak węgiel czy gaz łupkowy), wyraźne wzmocnienie mechanizmu solidarności na wypadek embarga na dostawy energii oraz intensywne otwarcie na innych dostawców energii niż Rosja i Gazprom. Podczas piątkowej konferencji prasowej, poprzedzającej doroczne walne zgromadzenie akcjonariuszy rosyjskiego monopolisty, Miedwiediew również skrytykował Polskę za zablokowanie budowy gazociągu, określanego przez Gazprom jako Jamał-Europa II. - Z jakichś politycznych powodów nie tylko nie osiągnęliśmy postępu, ale nawet nie możemy oficjalnie rozpatrzyć studium wykonalności projektu na posiedzeniu jego zleceniodawcy, tj. joint venture EuRoPol Gaz - oznajmił wiceprezes Gazpromu. Miedwiediew zauważył, że "studium zostało przygotowane na polskim terytorium, z polskim zleceniodawcą, przez polskiego kontrahenta, który dysponował wszelkimi niezbędnymi ekspertyzami i który wykonał dobrą pracę". - Według wstępnych danych nie ma żadnych wątpliwości, że projekt ten jest efektywny z ekonomicznego punktu widzenia - powiedział. O możliwości powrotu Rosji do planów budowy gazociągu Jamał-Europa II poinformowały na początku kwietnia 2013 roku służby prasowe Kremla po spotkaniu prezydenta Władimira Putina z prezesem Gazpromu Aleksiejem Millerem. Wkrótce po tym Miller i ówczesny prezes spółki EuRoPol Gaz Mirosław Dobrut w Petersburgu podpisali memorandum dotyczące oceny na etapie przedinwestycyjnym możliwości budowy nowego gazociągu z Białorusi przez Polskę na Słowację. Strona rosyjska przedstawiła ten projekt jako drugą nitkę gazociągu Jamał-Europa. Akcjonariuszami EuRoPol Gazu, spółki eksploatującej polski odcinek gazociągu jamalskiego, są: PGNiG (48 proc. akcji), Gazprom (48 proc. akcji) i Gas-Trading (4 proc. akcji). Następnego dnia po podpisaniu memorandum premier Tusk oświadczył, że nic o tym nie wie. Wkrótce potem odwołał ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego, uznając, że nie sprawował on właściwie nadzoru nad ważną spółką skarbu państwa. Stanowisko straciła też prezes PGNiG Grażyna Piotrowska-Oliwa. Decyzje Tuska były konsekwencją wniosków z raportu, przygotowanego przez ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza na temat sposobu komunikacji i przepływu informacji pomiędzy spółkami Skarbu Państwa i poszczególnymi resortami w sprawie memorandum podpisanego przez EuRoPol Gaz i Gazprom. Propozycja Gazpromu faktycznie dotyczyła ułożenia nie tyle drugiej nitki gazociągu jamalskiego, ile budowy zupełnie nowej magistrali, która przez terytorium Polski miała połączyć Białoruś ze Słowacją i dalej - z Węgrami. Koncepcja takiego połączenia pojawiła się już w drugiej połowie lat 90. Strona polska zwróciła wtedy uwagę, że proponowana trasa gazociągu przebiega po obszarach chronionych. Rurę tę strona rosyjska nazywała wówczas "pieremyczką". Miała ona umożliwić Gazpromowi zmniejszenie tranzytu błękitnego paliwa przez terytorium Ukrainy do Europy Zachodniej. Jamał-Europa I biegnie z Rosji przez terytorium Białorusi i Polski do Niemiec. Z Moskwy Jerzy Malczyk