Informację potwierdził w sobotęJan Ordyński - dziennikarz, który wspólnie z Henrykiem Szlajferem pracował ostatnio nad książką - "wywiadem rzeką" z Rakowskim. Rakowski na szczyty władzy wspiął się w latach 80. Był kolejno wicepremierem, wicemarszałkiem Sejmu, ostatnim premierem PRL i ostatnim I sekretarzem KC PZPR. Do historii przeszły jego słowa wypowiedziane w nocy z 28 na 29 stycznia 1990 roku: "sztandary wyprowadzić", którymi Rakowski zakończył XI Zjazd i działalność kilkumilionowej PZPR. Rakowski urodził się 1 grudnia 1926 roku we wsi Kowalewko pod Kcynią, w woj. bydgoskim, w średnio zamożnej rodzinie chłopskiej. W czasie okupacji pracował jako tokarz w Poznańskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego. Po wyzwoleniu ochotniczo wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, ukończył szkołę oficerów polityczno- wychowaczych w Łodzi i w charakterze oficera politycznego służył do 1949 roku w wojsku i w PO "Służba Polsce" (istniejąca w czasach stalinowskich zmilitaryzowana organizacja pracy). - Ale w wojsku Rakowski zabawił krótko. W roku 1949 trafił do aparatu PZPR i znalazł się w Komitecie Centralnym. To był start do wielkiej kariery. I rzeczywiście, MFR zakończył ją na samym szczycie, jako ostatni sekretarz partii. Historia z niego zakpiła wznosząc go na ten szczyt już tylko dla gaszenia świec - pisał o Rakowskim w 1999 roku publicysta "Gazety Wyborczej" Ernest Skalski. Sam Rakowski pisał o sobie w 1995 roku "Gazecie" tak: "Przez cztery lata oficer w pionie polityczno-wychowaczym, przez dwa lata pracownik polityczny w Komitecie Centralnym, trzy lata studiów historycznych zakończonych pracą doktorską, jedną z pierwszych w PRL (1955), 24 lata w "Polityce", w tym 23 jako redaktor naczelny, a następnie wicepremier, wicemarszałek Sejmu, premier i ostatni I sekretarz PZPR. Cokolwiek powie czytelnik tego tekstu, nie wstydzę się przebytej drogi". Pytany o największe głupstwo swojego życia odpowiadał: "Jednym z największych głupstw, jakie popełniłem w życiu politycznym, było bez wątpienia zbyt późne zorientowanie się w potrzebie nawiązania ścisłych kontaktów z opozycją. To była postawa, którą można zaliczyć do największych głupstw. Byłem wówczas przekonany, że można przeprowdzić Polskę w kierunku reformatorskim bez użycia innych sił". Kierując tygodnikiem "Polityka" (w latach 1958-82) Rakowski wyrobił sobie opinię "partyjnego liberała". Pismo to w okresie PRL lansowało idee technokratyczne, co nieszczególnie podobało się rządzącemu w latach 60. Władysławowi Gomułce. W tym czasie Rakowski kilkakrotnie był zagrożony zwolnieniem ze stanowiska. Jego pozycja umocniła się jednak w latach 70., w okresie rządów Edwarda Gierka (został wtedy członkiem KC PZPR). Natomiast wielką polityczną karierę Rakowski rozpoczął po sierpniu 1980 r. Zasłynął wtedy opublikowanym w "Polityce" tekstem "Szanować partnera", w którym pozytywnie wypowiadał się o dialogu z opozycją i przyznawał racje protestującym robotnikom. Jednak w lutym 1981 r. gen. Wojciech Jaruzelski powołał Rakowskiego na stanowisko wicepremiera w tworzonym przez siebie rządzie. Rakowski stał się jednym z członków ścisłej ekipy Jaruzelskiego. Odpowiadał za negocjacje z "Solidarnością". Latem 1981 roku prowadził ze strony rządowej jedną z tur negocjacji ze związkiem. Została ona przerwana, co partyjno-rządowa propaganda określiła natychmiast jako "zerwanie negocjacji przez +Solidarność+" i wykorzystała jako pretekst do rozpoczęcia gwałtownej antysolidarnościowej kampanii, w której Rakowski brał czynny udział. Od tego momentu ówcześni opozycjoniści przestali uważać wicepremiera za "liberała". Rakowski uczestniczył w przygotowaniach do wprowadzenia stanu wojennego i czynnie współtworzył politykę PZPR w pierwszej połowie lat 80. Do historii przeszło burzliwe spotkanie Rakowskiego z robotnikami Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1983 r., m.in. z udziałem Lecha Wałęsy, podczas którego wicepremier uzasadniał politykę stanu wojennego. Jednak w 1985 roku stracił na politycznym znaczeniu, "lądując" na stanowisku wicemarszałka Sejmu. Według wspomnień przedstawicieli ówczesnej elity władzy, Rakowski był mimo wszystko źle widziany przez konserwatywny aparat PZPR oraz przez przywódców ZSRR. W 1988 roku gen. Jaruzelski ponownie wciągnął Rakowskiego do ścisłej elity władzy PRL. Został premierem, który miał przeprowadzić zasadniczą reformę gospodarczą. W okresie jego rządów umożliwiono m.in. działalność gospodarczą z udziałem kapitału zagranicznego. Linię Rakowskiego utożsamiano wtedy ze sprzeciwem wobec rozpoczynanego właśnie dialogu z ówczesną demokratyczną opozycją i stawianiem na reformy gospodarcze przeprowadzane zamiast-, a nie obok demokratyzacji. Zasłynął wówczas wypowiedzią, że Polacy od okrągłego stołu wolą stół suto zastawiony. Rakowski był premierem od września 1988 do sierpnia 1989 roku. Funkcję I sekretarza KC PZPR pełnił od lipca 1989 do stycznia 1990 roku. Jedną z pierwszych decyzji Rakowskiego jako premiera było postawienie w stan likwidacji Stoczni Gdańskiej. Była to decyzja precedensowa - żadna z wielu deficytowych fabryk nie została bowiem przedtem zlikwidowana przez władze PRL. Decyzja o likwidacji zakładu nastąpiła krótko po zakończeniu strajku w tej stoczni (już drugiego w 1988 roku), który spełnił ważną rolę w wymuszeniu na władzach zgody na negocjacje z "S". Oficjalnie uzasadniano decyzję tym, że nowy premier serio chce traktować zasady liberalnej gospodarki. Przez opozycję akt ten został jednak oceniony jednoznacznie jako uderzenie w kolebkę "Solidarności", lub wręcz próba prowokacji, mającej doprowadzić do wybuchu niekontrolowanego przez władze "S" strajku, co stałoby się pretekstem do odwołania rozmów okrągłego stołu. I wtedy, i potem przeciwnicy Rakowskiego kwestionowali też przedstawiane przez niego wyliczenia ekonomiczne. Mówiono też, że to właśnie decyzja Rakowskiego - choć de facto nie wykonana - zadała śmiertelny cios stoczni, informacja o jej likwidacji spowodowała bowiem spadek zaufania zagranicznych kontrahentów zakładu. "Sądzę, iż podjąłem wtedy dobrą decyzję z tym, że popełniłem błąd polityczny. Nie uwzględniłem sentymentów, jakie budził ten zakład. Należało postawić w stan likwidacji również kilka innych zakładów, będących również obciążeniem dla państwa" - mówił Rakowski w jednym z wywiadów prasowych w 1998 roku. W 1990 roku 59 posłów złożyło w Sejmie wniosek o pociągnięcie Rakowskiego i kilku ministrów z jego rządu do odpowiedzialności konstytucyjnej i karnej za decyzję w sprawie Stoczni Gdańskiej. Ostatecznie podtrzymano zarzuty jedynie wobec b. premiera. Sejm zdecydował jednak, że Rakowski nie będzie odpowiadał przed Trybunałem Stanu za postawienie stoczni w stan likwidacji. Na początku lat 90. Rakowski był zamieszany w sprawę tzw. moskiewskich pieniędzy. W listopadzie 1991 r. śledztwo w tej sprawie wszczęła stołeczna prokuratura. Prokuratura zarzucała Rakowskiemu, że na przełomie 1989 i 1990 roku przyjął od ówczesnego KC KPZR pożyczkę 1,2 mln dol. USA i 500 mln zł bez wymaganego zezwolenia dewizowego, czym naruszył ustawę karną skarbową. Miała to być pomoc finansowa dla PZPR przed jej ostatnim zjazdem. Sprawa została umorzona. Na konwencji SLD w 2004 r. Rakowski proponował, by utworzyć grupę ludzi, która skoncentruje się wyłącznie na ożywieniu partii i przełamywaniu marazmu panującego wśród jej działaczy. "Taki sztab musi ciężko pracować i to od zaraz" - mówił. Był członkiem komitetu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza w wyborach prezydenckich 2005 r. W tym samym roku miał startować w wyborach do Senatu z okręgu nr 4, (obejmującego dawne województwo bydgoskie), ale wycofał się ze względu na stan zdrowia. 22 lipca 2006 r. na konferencji "Nie przepraszać za Polskę Ludową!" powiedział zgromadzonym, że staje przed nimi z poczuciem "winy". "Chcę zwrócić się do prawicy, jak i do tych dziennikarzy, politologów i historyków, którzy zajadle krytykują i zwalczają dorobek PRL. Kieruję to też do reszty społeczeństwa. Wszystkich tych chcę "przeprosić". "Przepraszam" za tych komunistów, którzy zgodzili się na zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie (...); "przepraszam" za reformę rolną oczekiwaną przez pokolenia rolników; "przepraszam" za nacjonalizację przemysłu; "przepraszam" robotników za zlikwidowanie klasy kapitalistów" - wyliczał. Był jednym z 26 świadków, o powołanie których wnioskował pod koniec października tego roku gen. Wojciech Jaruzelski - oskarżony za wprowadzenie w 1981 r. stanu wojennego.