Nie chciał on oceniać przyczyn katastrofy, w której śmierć poniósł por. Robert Wagner, drugi pilot maszyny, a dowódca śmigłowca i technik pokładowy zostali ranni. Według Hypkiego równie prawdopodobna jest usterka techniczna, jak i względy pogodowe albo błąd ludzki. Hypki podkreślił zarazem, że cała załoga śmigłowca była doświadczona. - Z moich wiadomości wynika, że był to jeden ze śmigłowców Mi-24, które wróciły po kilkuletniej służbie w Polskim Kontyngencie Wojskowym w Iraku. W maju miał on przejść gruntowny remont i być może też modernizację. Miał na sobie jeszcze starą wersję kamuflażu; po remoncie miałby już nową - powiedział ekspert, powołując się na swą rozmowę z szefem Wojskowych Zakładów Lotniczych w Łodzi, gdzie miał się odbyć ten remont. Zdaniem Hypkiego Mi-24 to ogólnie bardzo dobre śmigłowce bojowe i dotąd nie było z nimi poważniejszych problemów. Do wypadku doszło w piątek późnym wieczorem na trasie Inowrocław - Toruń, w czasie wykonywania lotu szkoleniowego przed misją w Afganistanie. Katastrofę helikoptera należącego do 49. Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim bada już 21-osobowy zespół Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Komisja składa się z dwóch zespołów. Jeden zajmie się zagadnieniami pilotażu, a drugi - sprawami technicznymi. Na miejscu wypadku zostaną przeprowadzone oględziny śmigłowca i otoczenia. Później maszyna i jej części zostaną przewiezione do hangaru pułku w Inowrocławiu, gdzie zostaną poddane szczegółowym badaniom. W podobnych przypadkach ustalanie przyczyny katastrofy trwa około miesiąca.