Przedstawiciele obu związków wzięli w środę udział w kolejnej rundzie negocjacji płacowych z MEN. Strona ministerialna zaproponowała w trakcie rozmów podwyżkę płac o 3,91 proc. Jeszcze w piątek, na poprzednim spotkaniu - jak przypomnieli związkowcy - resort proponował 5-proc. wzrost wynagrodzeń. - To największy skandal w historii tych negocjacji - powiedział wiceprezes ZNP Krzysztof Baszczyński. - Zgodnie z propozycją ministerstwa, płace wzrosną o 3,91 proc, czyli po uwzględnieniu inflacji o ok. 2 proc. Oznacza to, że faktycznie pensje nauczycielskie wzrosną o 28-82 zł brutto. Także Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" sprzeciwia się tej propozycji. -- Jeżeli nie będzie zmiany decyzji ze strony ministerialnej, rozporządzenie nie zostanie przez nas podpisane - oświadczył rzecznik Sekcji Wojciech Jaranowski. Jaranowski podkreślił, że ministerstwo proponowało wzrost płac o 5,1 proc., w wyniku czego pensja nauczyciela stażysty z tytułem magistra i przygotowaniem pedagogicznym wyniosłaby, jak wyliczyła "Solidarność", 1218 zł brutto, natomiast osoba z tytułem licencjata zarabiałaby 858 zł brutto. Dlatego związkowcy są zdziwieni i oburzeni przedstawioną w środę przez MEN tabelą płac. Wiceprezes ZNP oświadczył, że związek podtrzymuje swoje żądanie 7- proc. podwyżek, dzięki którym wynagrodzenie zasadnicze nauczyciela stażysty wzrośnie o 81 zł, a dyplomowanego o 146 zł. Chce też zatwierdzenia dodatków dla wychowawców przedszkolnych i określenia stawki wynagrodzenia dla nauczycieli pracujących przy maturach. "Solidarność" uważa, że ministerstwo ma pieniądze na zwiększenie kwoty podwyżek. Zapewnia je uchwalona przez parlament subwencja oświatowa, przyznająca nauczycielom dodatkowe 1,5 mld zł. Podniesiono też tzw. kwotę bazową do wyliczania średniego wynagrodzenia do 1885,59 zł (w początkowym projekcie budżetu wynosiła ona 795,80 zł). Według związkowców, w maju, po objęciu funkcji w rządzie, minister edukacji obiecywał, że podwyżki mogą wynieść 5 proc. (później mówił nawet o 7-procentowej podwyżce). - Jeżeli minister Giertych w ten sposób chce budować prestiż zawodu nauczycielskiego, to jest to wielkie nieporozumienie - uznał Baszczyński. Od 8 stycznia w polskich szkołach trwają dwa niezależne referenda, przygotowane przez oba związki. Nauczyciele są w nich pytani o gotowość do wzięcia udziału w manifestacji lub strajku, jeśli obietnice MEN dotyczące podwyżek płac nie zostaną spełnione. ZNP pyta nauczycieli: "Czy wobec szkodliwej polityki rządu niszczącej system oświaty, a także wobec odstąpienia od zapowiadanych 7 proc. podwyżek płac dla nauczycieli, jesteś za przystąpieniem do jednodniowego ogólnopolskiego strajku ostrzegawczego pracowników oświaty?" Referendum ZNP ma potrwać do 15 lutego. Z kolei oświatowa "S" pyta: "Czy weźmiesz udział w manifestacji lub ostrzejszych formach naszego protestu, jeśli rozmowy zakończą się fiaskiem i utrzymaniem waloryzacji płac w 2007 roku na poziomie ok. 2,2 proc. oraz brakiem perspektywy poprawy finansowania edukacji w latach 2007-2010?"