Zarząd Krajowy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy zorganizował w środę briefing prasowy w związku z krytyczną sytuacją lekarzy szpitali dziecięcych w Polsce. Uczestniczący w spotkaniu lekarze odnieśli się m.in. do konkretnego przykładu - Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu zauważając, że to, co się w nim dzieje jest papierkiem lakmusowym i to nie jest tylko lokalny problem. Podkreślali też, że nie ma żadnego dialogu z resortem zdrowia i NFZ. "Najgorszym hamulcowym, który nie współpracuje jest NFZ" - Wszyscy obserwujemy to, co się dzieje w Prokocimiu jako taki papierek lakmusowy sytuacji (...) Właściwie nie ma czasu na działanie. To jest tylko początek sytuacji, która nie będzie trwała dwadzieścia lat, bo wiek pediatrów jest taki i obciążenie pracą - ostrzegł Jarosław Mijas, kierownik oddziału pediatrii w Strzelcach Opolskich, konsultant wojewódzki w dziedzinie pediatrii na Opolszczyźnie. Przytoczył wyliczenia, które pokazują, że w województwie opolskim w ciągu ośmiu najbliższych lat czterech na pięciu pediatrów przekroczy wiek emerytalny. - Część oddziałów jest zaopatrywana przez dwie, trzy osoby plus rezydentki. Niedawno zamknięto oddział w Oleśnie - kontynuował. Dodał, że groźba tego, że dziecko nie uzyska pomocy jest całkowicie realna. Zaznaczył, że problem leży też w tym, że Narodowy Fundusz Zdrowia z placówkami nie współpracuje. - Najgorszym hamulcowym, który nie współpracuje jest NFZ. Na każdy atak w kierunku poprawy sytuacji wysyła pisma trzystronicowe lub czterostronicowe specjalnie, żeby ich nikt nie zrozumiał. Otwarcie oddziału covidowego dla dzieci, o którym rozmawiam od sierpnia było problemem. Prawda jest taka - jeżeli oddziały pediatryczne nie będą miejscami prestiżowymi, gdzie każdy lekarz z powodu uposażenia, warunków pracy będzie chciał pójść, a ja nie będę miał - jako kierownik oddziału - listy chętnych, to do paru lat pediatria padnie zupełnie - stwierdził Mijas. - Sytuacja jest dramatyczna i wymaga działań na już - podsumował, przypominając o tym, że konsultanci wojewódzcy spotykają się 3 grudnia w Warszawie z konsultantem krajowym do spraw pediatrii prof. dr hab. n. med. Teresą Jackowską, by o tym rozmawiać. Lekarze bez specjalizacji Natomiast radiolog i przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu dr Agata Hałabuda zwróciła uwagę na jeszcze jeden problem - lekarze nie robią specjalizacji, bo w zarobkach to niczego nie zmienia. Taka sytuacja nie zdarzała się wcześniej. - Kiedyś mieliśmy taką potrzebę, taki był etos i stąd się miało wyższe kwalifikacje - wyliczyła dodając, że w tej chwili "utrwala się taką nijakość". Zaznaczyła, że jeżeli ze szpitala w Prokocimiu odejdą lekarze specjaliści, to zniknie tym samych 60 miejsc specjalizacyjnych. - Warunkiem tego, by było miejsce specjalizacyjne dla trzech rezydentów musi być jeden lekarz specjalista - przypomniała. Zaznaczyła, że lekarze z jej szpitala złożyli już 73 wypowiedzenia do dyrekcji placówki, na jej ręce przez ostatnie dni wpłynęło kolejnych 35 wypowiedzeń z oddziałów m.in. transplantologii, hematoonkologii, immunologia. - Ten szpital nie będzie mógł funkcjonować bez tych lekarzy - powiedziała. Zwróciła też uwagę na to, że odsetek zwolnień (1/3 lekarzy szpitala w Prokocimiu) nie daje faktycznego obrazu sytuacji, bo trzeba na nią patrzeć z perspektywy tego, że odeszli specjaliści, których nie da się zastąpić innymi. - Mamy ściśle określone specjalizacje. Wielu z nas nie jest pediatrami - wyjaśniła. Zaznaczyła, że dziecko, które przyjeżdża do szpitala z ciężkim wielonarządowym urazem, wymaga zaangażowania wielu specjalistów: anestezjologia, chirurga, lekarz SOR, neurochirurg czy np. urolodzy. - Tych wszystkich lekarzy po prostu zabraknie (...)Kto będzie przy tym pacjencie, gdy przyleci śmigłowcem? - zapytała. Wyjaśniła, że w poradni diabetologicznej pracuje obecnie dwóch lekarzy, a powinno pięciu. Zaznaczyła, że standardy są takie, że na 300 małych pacjentów z cukrzycą powinien przypadać jeden lekarz, tymczasem zająć się oni muszą 1500 diabetyków. Dodatkowo część personelu medycznego zaczyna chorować na COVID-19, pomimo szczepień. - COVID ujawnił nieprawdopodobną dziurę w tym wszystkim i absolutne niedobory kadrowe. To wszystko było robione na styk, gdy wypadła część personelu, to już jest katastrofa - zaznaczyła. Lekarze zarabiają mniej niż w gabinetach Lekarze wskazywali, że problem tkwi też w wycenie świadczeń w pediatrii, nie tylko tych wysoce specjalistycznych. Za skomplikowane zabiegi lekarze zarabiają mniej niż w gabinetach. Prokocim jest tylko przykładem tego, że istnieje błąd w systemie. - Ten błąd systemowy polega przede wszystkim na skrajnym niedofinansowaniu i niedoszacowaniu świadczeń specjalistycznych, co powoduje, że wszystkie szpitale kliniczne w Polsce są w złej sytuacji - zwrócił uwagę Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL. Podał receptę na poprawę tej sytuacji - podniesienie wyceny świadczeń o 50 proc., ale też realna ich wycena, którą mogliby opracować przedstawiciele szpitali i NFZ w ramach wspólnego zespołu. Lekarze zapytani, jakie jest wyjście z tego impasu, czy podejmą strajk. - Słowo strajk, które jest określone kodeksowo w grupie lekarzy jest prawnie niemożliwe, bo w zakładach pracy, w których jest się na umowę o pracę powinniśmy stanowić ponad 50 proc. personelu, a tak nie ma nigdzie - powiedział Marcin Kasierski z OZZL. - Ale to się dzieje trochę w taki sposób, że to jest taki bierny opór i rozkład, który postępuje z miesiąca na miesiąc, czasami z tygodnia na tydzień - dodał.