Dziennikarz Polsatu Jarosław Gugała ocenił, że sytuacja polskich mediów jest obecnie lepsza niż ta na początku lat 90., jednak coraz bardziej nastawione są one na pokazywanie tego, co będzie miało wyższą oglądalność. Skutkiem tego jest - jego zdaniem - zbyt mała liczba merytorycznych debat, co z kolei prowadzi do ugruntowania w społeczeństwie przekonania, że polityka i politycy niczemu nie służą, i zniechęca do uczestniczenia w wyborach. Opinię tę podzielił medioznawca prof. Maciej Mrozowski. Zwrócił uwagę, że do lat 50. główne nurty kampanii wyborczych wyznaczała prasa, która wyjaśniała obywatelom, co politycy mają im do zaoferowania. - Teraz media przeszły do kultury obrazu. Kultura obrazu polega na tym, że zanim zaczniemy myśleć, widzimy. Zanim nastąpi racjonalne myślenie, decyzja czy analiza, widzimy człowieka - jak się zachowuje i jak mówi - dodał. Mrozowski ocenił także, że wyższą frekwencję w wyborach może zapewnić tylko wspieranie postaw obywatelskich, np. poprzez system grantów i subwencji dla organizacji pozarządowych, które organizowałyby publiczne debaty z udziałem kandydatów. Według niego roli wspierającej rozwój społeczeństwa obywatelskiego raczej nie jest w stanie pełnić internet. - Obserwując wpływ internetu na zachowania młodych ludzi widzimy raczej urzeczywistnienie tych negatywnych prognoz, że internet odzwyczaja od zainteresowania obywatelskiego. Internet odrywa od "tu i teraz". W sieci jest się w społeczeństwie globalnym, a obywatel musi być zakorzeniony w pewnej społeczności lokalnej - powiedział. Innego zdania był członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Witold Graboś. Mówił, że to przez internet zwoływane były manifestacje zwolenników przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego i że pod naciskiem internautów parlament usunął pod koniec prac legislacyjnych niektóre z zapisów ostatniej nowelizacji ustawy medialnej. - Wydaje się, że internet daje możliwość powrotu do demokracji bezpośredniej - dodał. O wpływie frekwencji na wynik wyborów mówił Mikołaj Cześnik z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Jak powiedział, grupa osób, która bierze udział w wyborach, zawsze w jakiś sposób różni się od reszty społeczeństwa, np. mniejszy jest w niej udział kobiet czy mieszkańców wsi. Zaznaczył jednak, że z przeprowadzonych analiz wynika, że frekwencja w zasadzie nie przekłada się na późniejszy wynik wyborów. Z przedstawionej przez niego symulacji wyników wyborów parlamentarnych z 2001 r. wynika, że gdyby wzięło w nich udział 75 proc. uprawnionych do głosowania (w rzeczywistości frekwencja wyniosła wówczas nieco ponad 46 proc.), rozkład mandatów w parlamencie byłby taki sam. Krzysztof Lorentz z Państwowej Komisji Wyborczej podkreślił, że Kodeks wyborczy, który wejdzie w życie 1 sierpnia, nie zmienia nic, jeśli chodzi o rolę mediów w wyborach. Jak zaznaczył, kwestii tej prawo wyborcze w większości w ogóle nie reguluje. Mediom przypadnie natomiast - powiedział Lorentz - zadanie poinformowania wyborców o zmianach, jakie przynosi kodeks, m.in.: możliwość głosowania korespondencyjnego dla Polaków za granicą oraz przez pełnomocnika dla osób starszych i niepełnosprawnych, ujednolicone godziny głosowania (od 7 do 21) oraz jednomandatowe okręgi wyborcze do Senatu. Lorentz zwrócił też uwagę, że w kodeksie wyborczym zapisano obowiązek organizowania przez Telewizję Polską debat komitetów wyborczych lub też samych kandydatów. Róża Rzeplińska z portalu MamPrawoWiedzieć.pl, zajmującego się informowaniem o kandydatach w wyborach i ich poglądach, zwróciła uwagę, że polscy wyborcy dosyć powszechnie deklarują brak wiedzy na ten temat. - Kampanie wyborcze konstruowane są w oparciu o symbole, hasła i taki dość płaski wizerunek partii i kandydata - powiedziała. Jak dodała, powoduje to spadek zainteresowania obywateli procedurami demokratycznymi. Przywołała badania, pokazujące że znaczny odsetek Polaków rezygnuje z udziału w wyborach, tłumacząc, że nie zna osób, które kandydują. Zaapelowała do mediów, aby pytały polityków o kwestie merytoryczne i ich poglądy na poszczególne tematy, a nie koncentrowały się na kwestiach drugorzędnych.