Tegoroczny egzamin maturalny przeprowadzony został w dwóch formułach. Stara formuła to 45 zadań, do rozwiązania których maturzysta miał 150 minut. Zdający egzamin w nowej formule musieli rozwiązać 41 zadań w 180 minut. Przeciwnicy takiego rozwiązania przekonują, że różnorodność poziomu testów utrudnia dostanie się na uczelnie wyższe. Wskazują na nierówne szanse w procesie rekrutacji. Swoje racje przedstawili w środę, podczas posiedzenia sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży. - Rozumiemy, że liczba zdających maturę z chemii zwiększyła się. Mimo tego progi w tym roku wzrosły (...) na uczelniach dwuprzedmiotowych. Maturzysta, który w poprzednich latach uzyskał z obu przed 85 procent, mógł wybierać uczelnie z kilku miejscowości; w tym roku nie ma gwarancji, że dostanie się gdziekolwiek. Chcemy wiedzieć, czym jest to spowodowane - pytała Kamila Kędzierska, przedstawicielka maturzystów, podczas środowego posiedzenia komisji. - Nie chodzi o to, by oskarżać młodsze roczniki, że dostali prezent od losu (...). Nie powiedziano nam wcześniej, ze będziemy musieli zdawać inne arkusze, a oceniani według tych samych kryteriów - dodała. Członkowie komisji zgodzili się z uczniami, że brak ujednolicenia egzaminów prowadzić może do problemów młodzieży ze znalezieniem pracy, a nawet emigracji. Podkreślono, że temat wymaga zgłębienia i wypracowania rozwiązań na przyszłość - dla kolejnych roczników maturzystów. Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dr Marcin Smolik odpowiadał, że "do egzaminów przystępują inne populacje zdających niż populacja zdająca po raz pierwszy (...); nie przystępują osoby, które w latach ubiegłych uzyskały 10-20 proc. i 85-90, a także "olimpijczycy". Te osoby już dostały się na studia". Podkreślał, że statystyki nie wykazują różnic między poziomem trudności obu egzaminów. Odnosząc się do zarzutów o liczne błędy merytoryczne egzaminy maturalnego dyrektor podkreślił, że "wszystkie uwagi były wzięte pod uwagę". - Jeszcze raz przeanalizowaliśmy zadania i wskazaliśmy, że zarzuty są bezpodstawne - dodał. Przypomniał, że średnie wyniki matur są do siebie zbliżone (52 proc. - nowa matura; 58 - stara), zwrócił także uwagę na fakt, że spośród osób znających egzamin ponownie 62 proc. podwyższyło poprzedni wynik. Jak przypomniał - odnosząc się do egzaminu z chemii - nowa podstawa programowa nie obejmuje pewnych działów chemii, jak kinetyka chemiczna i reakcje jądrowe. - Brak zadań z tych działów mógł wywołać wrażenie, że stopień trudności +starego+ egzaminu jest wyższy. Pomija jednak kwestie złożoności zadań - podkreślił. - Do stworzenia "starej" i "nowej" matury wykorzystaliśmy zadania, które w procesie próbnego zastosowania miały zbliżone wyniki statystyczne. Musimy patrzeć przede wszystkim na to, co jest merytorycznie zawarte w zadaniach. Zadania przechodziły proces merytorycznej obróbki ekspertów - mówił. Ocenił, że nie widzi możliwości, by arkusz był ten sam. - Mamy wymagania podstawy programowej - jej twórcy uznali, by z pewnych działów zrezygnować, by nauczanie chemii w szkole było mniej "uczeniem się na pamięć", a eksperymentem, rozumieniem. Zakresy innych przedmiotów się zwiększyły. Wprowadzając jeden arkusz, obcinamy treści jednym lub dodajemy innym - przekonywał. - Za rok byłyby pretensje maturzystów o to, że państwo wymaga od nich znajomości przedmiotów, których nie mieli w szkole. Zasada egzaminu jest prosta - tak jak przystępujesz, tak zdajesz - dodał.