- Zapłaciłem 280 zł i mam święty spokój - mówi maturzysta z Krakowa. Polski nigdy nie był jego mocną stroną, książek prawie nie czytał. Handel maturami z polskiego odbywa się już na masową skalę. Oczywiste fałszowanie wyników egzaminu jest możliwe, bo odpowiada władzom oświatowym, nauczycielom, "producentom" prac i samym uczniom. Jak to możliwe, że maturę z polskiego można kupić? - zastanawia się dziennik. To prostsze niż się wydaje. Od 2002 r. egzamin dojrzałości składa się z dwóch części: pisemnej i ustnej. Matura ustna polega na tym, że uczeń przedstawia komisji tzw. prezentację maturalną, czyli wystąpienie na wybrany z ogólnopolskiej puli temat. Teoretycznie wcześniej opracował go pod kierunkiem nauczyciela. Teoretycznie, bo nauczyciel najczęściej opędza się od niego, jak od natrętnej muchy. W końcu i bez tego ma mnóstwo pracy. Według dziennika, najtańsze są opracowania tematów typowych, powtarzających się od kilku lat, np. przedstawienie jakiegoś motywu literackiego lub typu bohatera. Najwięcej zapłacić trzeba za tematy oryginalne oraz wymagające połączenia wiedzy o literaturze z wiadomościami z malarstwa, teatru. Im później maturzysta decyduje się na kupienie pracy, tym jej cena jest wyższa. W Katowicach, na miesiąc przed maturą za prezentację trzeba zapłacić nawet 500 zł. - Czasu jest niewiele, a do tego nie ukrywam, że mam coraz więcej telefonów - mówi "Gazecie Krakowskiej" śląski nauczyciel, który handluje maturami.