W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Smolik wskazuje, że ósmoklasiści i maturzyści do momentu wejścia na salę egzaminacyjną muszą mieć zakryte usta i nos; dotyczy to również przestrzeni przed szkołą, jak i korytarza szkolnego. "Zdający powinni zaniechać uścisków" Na uwagę, że dyrektorzy martwią się, że nie zdołają zapobiec uściskom na przywitanie, szef CKE stwierdza, że maturzyści to dorośli ludzie i to oni biorą tutaj odpowiedzialność. "W przypadku ósmoklasistów rodzice muszą przypominać dzieciom, aby w szkole nie rzucały się na szyję koleżankom i kolegom. Zdający powinni ograniczyć przywitania i zaniechać uścisków. Mogą się przywitać łokciami. Dyrektorzy nie są w stanie tego skontrolować. Mogą zadbać o to, by tego kontaktu było jak najmniej: mogą wpuszczać na teren szkoły o różnych godzinach, o różnych porach rozpocząć egzamin, wpuszczać i wypuszczać zdających różnymi wejściami" - podkreślił. Smolik podkreśla, że nie oczekuje od dyrektorów, że będą oceniać, czy ktoś jest zdrowy, czy chory. "W wytycznych wpisaliśmy jasno, że na egzamin nie może przyjść osoba z objawami choroby zakaźnej, czyli ktoś, kto ma wysoką gorączkę, duszności albo silny kaszel. Stan zdrowia to odpowiedzialność zdających dorosłych, a w przypadku dzieci - ich rodziców" - zaznaczył. Jak mówił, CKE w wytycznych poprosiła również o to, aby uczniowie lub ich rodzice przekazali dyrektorom szkół, czy są na coś uczuleni, czy mają katar sienny, czy inna ich choroba nie objawia się kaszlem. "Przy prawie milionie zdających nie ma możliwości skontrolowania wszystkich. Kadra nie będzie przecież przybijać pieczątek na czoło zdrowym i odsiewać chorych. Jeśli ktoś poczuje się gorzej, może zdawać w terminie dodatkowym" - dodaje Smolik. Mniejsza kontrola na sali Pytany, czy nadzorujący będą spacerować między ławkami zdających i doglądać, żeby uczniowie nie ściągali szef CKE odpowiada: "w tym roku sytuacja jest wyjątkowa. Określiliśmy więc w wytycznych, by ograniczyć ten ruch do niezbędnego minimum. Nauczyciele z komisji nadzorującej będą od czasu do czasu wstawali i z miejsca monitorowali sytuację na sali".