Pani Jolanta relacjonuje, że o ataku na Pawła Adamowicza dowiedziała się od jednego z synów. "Jezu, synu, jak mogłeś. Módlmy się, mówię do męża, żeby prezydent przeżył (...). Usiedliśmy na kanapie, modliliśmy się o życie prezydenta. Tak do trzeciej, a telefon dzwonił non stop, w końcu przestałam odbierać. O szóstej zadzwoniła policja" - opowiada. Kobieta przyznaje, że poznała Pawła Adamowicza osobiście. "Pracuję w placówce oświatowej, pan prezydent był u nas kiedyś na rocznicy" - mówi. Nieżyjącego prezydenta wspomina jako "ciepłego, dobrego człowieka"."Osiem dni przed wyjściem syna z więzienia poszłam na policję i ostrzegłam, że Stefan może zrobić coś nieobliczalnego. Czy to moja wina? Nasza? Po złożeniu zeznań pojechałam do córki. Myślałam tylko o tym, żeby pan prezydent przeżył. Ale nie przeżył..." - mówi kobieta płacząc. Pytana, czego oczekiwała od policji, gdy ostrzegała przez synem, tłumaczy, że uważała, że "nie powinien wychodzić albo ktoś powinien go obserwować". "Ale usłyszałam, że nie ma podstaw, że zgłoszą tylko swoje wątpliwości zakładowi karnemu. Nikt się ze mną później nie kontaktował" - podkreśla w rozmowie z "Dużym Formatem"."Skończyłam resocjalizację, rozumiałam, co się dzieje, ale skoro mój syn został wypuszczony, nie wińcie mnie, proszę, ani moich dzieci. Co mieliśmy zrobić?" - pyta.Matka Stefana W. opowiada o tym, jak zachowywał się jej syn po wyjściu na wolność. "Nie był zbyt rozmowny. Często oglądał coś na YouTubie (...). Najczęściej siedział w domu, ze starszym bratem. Nawet na Wigilię nie chciał przyjść" - mówi. "Jako matka wciąż go kocham" Na pytanie, jak teraz myśli o synu, pani Jolanta odpowiada: "To jest najtrudniejsze. Jako matka wciąż go kocham. Tylko rozpaczam, że zrobił coś strasznego. Tyle osób skrzywdził, prezydenta, jego rodzinę, nas... A ja nadal jestem matką (płacze). To najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Urodziłam syna, który zabił człowieka, i muszę z tym żyć. Ale nigdy się go nie wyrzeknę. Będę z tym cierpieniem już do końca życia, choć syna straciłam na zawsze. Na wolności najpewniej już go nie zobaczę"Kobieta relacjonuje też, jak przebiegało jej ostatnie widzenie z synem w więzieniu. "Mówił, że wydarzyła mu się krzywda. Zdrowie mi zniszczyli, powtarzał, i że zrobi coś spektakularnego. Wystraszyłam się" - mówi.Pani Jolanta opowiada, że gdy Stefan W. przestał brać leki, "powiedział, że słyszy głosy, że w gdańskim areszcie był podtruwany, zniszczono mu żołądek, ktoś się znęcał". "Nie wiem, czy to fakty, czy urojenia, ale zaczął żyć tym, że został niesprawiedliwie potraktowany" - relacjonuje. "Bardzo przepraszam za moje dziecko. Proszę was o wybaczenie" "Niech nas ktoś zrozumie, on skrzywdził także nas. Tak bardzo bym chciała prosić żonę, dzieci, rodziców oraz brata pana prezydenta o wybaczenie, ale wiem, że proszę o dużo i być może będę musiała na to długo poczekać. Dlatego chciałam tego jedynego wywiadu - żeby dotarły do nich moje słowa: bardzo państwa przepraszam. Bardzo przepraszam za moje dziecko. Proszę was o wybaczenie. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Przepraszam wszystkich" - podkreśla pani Jolanta.Cała rozmowa z matką Stefana W. w "Dużym Formacie".